Usłyszałem bardzo ciche syknięcie, które mnie obudziło. Podniosłem się i odwróciłem się, spoglądając na nią. Carmelle odklejała namokniętą koszulkę od krwi. Westchnąłem i podszedłem do niej. Podniosłem ją i mimo sprzeciwów położyłem ją na łóżku. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do składzika. Zabrałem rzeczy od naszego "lekarza" i co z tego, że to zwykły pijak, który jest domoroślnym znachorem. Na razie się sprawdzał. Wróciłem i wysunąłem szpony, rozciąłem koszulkę Carm, rzucając chwilowo wzrokiem na piersi. Oparłem kolano między nogami dziewczyna i wyciągnąłem z torby znachora coś do oczyszczenia rany. Namoczyłem wacik i przemyłem ranę, była głębsza niż myślałem, no trudno. Dałem jej szmatkę i powiedziałem:
- Nie mam nic do znieczulenia, więc jak będzie boleć to zagryź to. - Czarnowłosa włożyła szmatkę do ust, a ja wyciągnąłem igłę, którą włożyłem do octu, by ją jakoś odkazić. Carmelle zaczęła się rzucać i krzyczeć, że nie chce, a ja walnąłem ją z liścia w policzek i powiedziałem:
- Uspokój się do jasnej cholery! Kur#a. Nie wierć się to nie będzie boleć, bo inaczej porozmawiamy.
Dziewczyna patrzyła na mnie zaskoczona, ale później się uśmiechnęła, co odwzajemniłem. Wyciągnąłem igłę i włożyłem w oczko nić. Zacząłem zaszywać ranę, próbując zrobić to jakoś ostrożnie, ale oczywiście, że mi to nie wyszło. Carmelle zagryzła tak mocno szmatkę, że ją rozerwała na pół. Spojrzałem na nią z uniesioną brwią, a później się zaśmiałem. Powiedziałem:
- Mogłabyś bez problemu to i owo odgryź, jeśli byś chciała.
Przewróciła oczami, a ja dokończyłem zszywanie. Dałem jej znowu swoją koszulkę, rzucając:
- Może dam ci całą moją szafę, co? Ja tam mogę chodzić na golasa, nikogo raczej tym nie skrzywdzę.
Położyłem się na plecach i powiedziałem:
- Dobra, tym razem się zamknij, bez syczenia mi pod uchem...
< Carmelle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz