niedziela, 27 grudnia 2015

Od Rin'a CD Nemidith

Po jakimś czasie od zniknięcia Nemidith usłyszałem głośne, nienaturalne rżenie konia i stukot metalowych kopyt. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem jej konia. Wydawał się być bardzo niespokojny. Założyłem szalik i długi płaszcz. Wybiegłem na zewnątrz i patrzyłem na konia, zarzucił łbem w stronę drogi, a ja zrozumiałem o co chodzi. Wskoczyłem na jego grzbiet, a on ruszył cwałem 
w jakąś stronę... 

*** 
Po chwili znaleźliśmy się przed powozem, który z daleka wydawał się być pusty. Zeskoczyłem z grzbietu koniowatego, gdy hamował. Pobiegłem w stronę wozu i otworzyłem drzwiczki na oścież. Zobaczyłem Nemidith leżącą prawie nieprzytomnie na ziemi. Powiedziałem, marszcząc brwi:
- Głupia, po co wyszłaś? Jesteś osłabiona, więc jesteś łatwym kąskiem dla innych duchów oraz dla innych istot, na przykład dla wampirów.
Wziąłem ją na ręce, a ona wtedy straciła przytomność. Westchnąłem tylko i ruszyłem w stronę swojego mieszkania, wcześniej sprawdzając czy czegoś nie ma na wierzchu, nie chciałem, aby ktoś ją okradł. Szedłem po woli do swojego domu, lecz koń od dziewczyny zatamował mi drogę przejścia. Powiedziałem:
- Koniu, nic jej nie zrobię, chcę by wyzdrowiała... Eh, możesz iść ze mną, ale jak będzie padać to nie wiem gdzie ciebie mam schować.
Koń zarżał i zarzucił łbem na swój grzbiet. Wsiadłem więc na grzbiet mechanicznego konia i po chwili kłósa byliśmy pod moim mieszkaniem. Położyłem ją na łóżku, a na jej czoło dałem mokrą ściereczkę...
***


Po pewnym czasie dziewczyna się obudziła. Przyniosłem czarny, skórzany fotel z salonu i czekałem przez cały ten czas na jej pobudkę. Rzuciłem jej monety, które zostawiła na tacy i powiedziałem:
- Wziąłem dla ciebie urlop w pracy, więc nie zwiewaj tym razem. Później możesz uciec, gdzie pieprz rośnie, ale to jak odnowisz siły. Trzymaj.- Podałem jej specjalny napar. - Ohydne, ale zrobi ci się lepiej...


< Nemidith? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tłumacz