Spojrzałem na Leosia, rozpoznawałem jego głos, lecz widok miałem rozmazany. Powiedziałem:
- Przepraszam, że tak długo trwało odnalezienie ciebie... Tęskniłem.
Leonardo powtórzył:
- Joe, chodź już. Oni zaraz wrócą.
Wstałem chwiejnie i wtedy poczułem, że z głowy leci mi krew. Słyszałem jakieś dziwne ryki. Ruszyłem, trochę kulejąc do okna. Skręciłem na korytarz, a za mną Leo. Zdziwiło mnie, że tryton nie odpowiedział "Ja również" na moje "Tęskniłem". Może tylko mi się to wydawało. Chciałem się walnąć, myślałem o takich bzdetach, gdy powinienem się cieszyć, że w ogóle go znalazłem. Szliśmy korytarzami, które jakby ciągnęły się w nieskończoność. Miałem nadzieję, że to nie jest jeden z tych nieskończonych labiryntów, jak z legend. Kręciliśmy się jakieś dwie godziny po pomieszczeniach i korytarzach, a ja coraz bardziej słabłem. W końcu udało nam się wyjść na zewnątrz. Przeszliśmy dość spory kawałek, lecz ja upadłem, a później straciłem przytomność. Ocknąłem się trochę później, słysząc krzyk fioletowłosego. Chwilę później sam byłem ciągnięty po ziemi, jednak po drodze znowu straciłem przytomność...
***
Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu, wcześniej niż Leo. Światło oświetlało mnie i trytona. Usłyszałem rozmowę między Clare, a jej towarzyszem. On powiedział:
- Widzisz? To był dobry pomysł, by tutaj przybyć! Mamy ich dwóch. Możemy się nimi zabawić, przecież nie uciekną. - Wtedy zorientowałem się, że jestem przypięty do czegoś, w pionie, kostki i nadgarstki były zapięte w metalowe kajdany.
- Nie bądź taki pewny, bracie... To nie popłaca.
- Och, ale skarbie, wiesz, że nie uciekną, niby jak? Stąd można wydostać się tylko przez teleportację. Nie przebiją się przez ściany, nie ma takiej opcji. Ani nie zniszczą kajdan... A teraz, czy mogę się zająć fioletowłosym?
Nie odpowiedziała, ale zapewne kiwnęła głową. Chłopak podszedł do Leonardo, wcześniej rzucając na mnie wzrokiem. Ujrzałem to, że się lekko uśmiechnął. Wiedział, że widzę, ale chyba to mu się podobało. Zacząłem ciągnąć za kajdany, chcąc się wyrwać. Obniżył kajdany, tak by długowłosy był na jego wysokość, wtedy Leo się obudził. Usłyszałem ton głosu, chłopaka i to co mówił:
- Witaj piękniutki, zabawmy się razem.
- Tylko się nie zapędź jak ostatnim razem, Daryl! - Krzyknęła jeszcze Clare, nim się teleportowała.
- Dobrze, mamusiu. - Powiedział cicho, śmiejąc się. Spojrzał drapieżnie na mojego chłopaka i przejechał dłonią po jego policzku. Krzyknąłem, próbując wyrwać się z tych głupich kajdan:
- Zostaw go! Nie możesz go ruszyć!
- Doprawdy? A kto mi przerwie? T-ty? - Powiedział przez śmiech ostatnią frazę. Zacząłem ciągnąć za kończyny z całej siły, lecz jedyne co mi się udało to rozcięcie swojej skóry. Siłowałem się długo, ale to nic nie dało. Daryl tylko patrzył na to, wyglądał jakby miał parsknąć śmiechem. Zawisłem na swoich rękach,nie potrafiłem, oczywiście, że musiałem być zbyt słaby i zbyt głupi, by jakoś to rozplanować. Czarnowłosy, czyli Daryl, zaczął ściągać ubrania z Leosia. Zamknąłem oczy i dalej ciągnąłem za kończyny. Błagałem w myślach, by udało mi się uwolnić choćby jedną kończynę. Z oczu zaczęły niepohamowanie płynąć łzy, aż w końcu krzyknąłem:
- Zostaw go do cholery! Zrób co chcesz ze mną, ale go zostaw!
- Nie chcę cię. Nie lubię takich jak ty. Wolę słodziutkich, długowłosych. Jeśli tak bardzo chcesz to dobra, ale moja siostra ciebie chciała więc wiesz, ja nie odbijam nikogo od mojej siostry.
Wytrwale ciągnąłem za dłonie, pomimo tego, że czułem jak krew spływa po moich rękach, a później coraz dalej. Leonardo zaczął krzyczeć, by ten go puścił, ale Daryl nic. Mimo moich starań, opadłem z sił. Straciłem za dużo krwi, by móc dalej walczyć. Nie chciałem zawieść Leosia, jednak czułem jakbym już miał się nie obudzić. Przed straceniem przytomność powiedziałem cicho:
- Przepraszam...
***
Ocknąłem się w sypialni w domu Alex. Rozejrzałem się, mógłbym pomyśleć, że to zły sen, ale pierwsze co zobaczyłem to bandaże na nadgarstkach. Usiadłem na łóżku, co było niewiarygodnie bolesne. Wstałem chwiejnie, przewracając się na ziemię. Oparłem się o materac na łóżku i nagle zobaczyłem lustro na szafie. Byłem straszliwie wychudzony, blady, cały poobijany, miałem wielkie wory pod oczami. Zastygłem w tej pozycji, a po chwili do pokoju weszła Alex, Tom i... Sky. Nawet nie siliłem się na uśmiech. Alex z Tomem do mnie podeszli i posadzili na łóżku. Czerwonowłosa przytuliła mnie mocno i powiedziała:
- Dobrze, że się obudziłeś, wszyscy się martwili.
- Ile...?
- Tydzień byłeś nie przytomny, nie widziałam nikogo w takim stanie, jestem pod wrażeniem, że jeszcze żyjesz. - Przerwała mi Alex.
- Gdzie on jest?
Ax spojrzała na Toma i Sky'a. Białowłosy przykucnął koło mnie i powiedział:
- Wyjechał.
- A...?
- Zabrał ją ze sobą. - Odparł wampir. Próbowali mnie pocieszyć, lecz ja tylko powiedziałem:
- Wyjdźcie stąd!
Położyłem się na boku, plecami do nich, a po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Przykryłem się całkowicie kołdrą, skuliłem kolana pod brzuch i zakryłem twarz dłońmi. Łzy płynęły mi nie przerwanie przez kilka godzin, później już było tylko patrzenie na ścianę...
***
- Musisz jeść - Powiedziała Alex. - Dlaczego nie chcesz, to jest przecież twoje ulubione?
- Bo może dzięki temu umrę! Po co mam żyć bez niego?! Po co mam żyć ze świadomością, że go nie obroniłem gdy to było potrzebne?! Zapewniałem go, że go zawsze obronię. Oczywiście, że tego nie zrobiłem.
- Powinien przynajmniej docenić to, że za wszelką cenę się starałeś, a nie zwiać przy najbliższej okazji - Odezwał się Sky.
- Ty nie wiesz...
- Doskonale wiem jak to jest, przecież mnie znasz. - Podszedł do mnie i usiadł na łóżku. - I gdzie teraz ta twoja pewność siebie? Widzisz teraz, że miłość potrafi złamać. Nigdy mi nie wierzyłeś. Zjedz to, dla mnie, dla Alex. Wiesz jak ona się o ciebie martwi?
Spojrzałem na nią, faktycznie wyglądała na zmęczoną. Usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę. Zabrałem miskę od Alex, był to gulasz z kaszą, głównie sos z mięsem i odrobiną kaszy. Zacząłem jeść, a Axel się uśmiechnęła. Miała zamiar już wyjść, gdy zapytałem:
- Mogę prosić o dokładkę?
Nie chodzi o to, że mi się polepszyło, dalej czułem się beznadziejnie, lecz nie chciałem zamartwiać innych. Z Leosiem przechodziłem dużo tych "pierwszych razy"; pierwszy całkowicie poważny związek, pierwsze dziecko, pierwsze poważne zmartwienia, a co najważniejsze pierwsza prawdziwa miłość, która mnie złamała, zawstydziła. Po prostu wyciągnęła ze mnie uczucia, o których nie miałem do tej pory pojęcia...
< Leoś? To Twoja wina! Sama pozwoliłaś mi zaszaleć z tą akcją, więc masz >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz