środa, 31 sierpnia 2016

Od Andrei CD Kate

Czułam że straciłam sporo krwi, a mokry opatrunek nią przesiąknięty, ciążył jej i ziębił nieprzyjemnie skórę. Kręciło mi się w głowie i mdliło mnie przy każdym kolejnym stopniu pokonywanym przez niosącą mnie dziewczynę i jedynym co mogło mnie pocieszyć było to że jej jest jeszcze ciężej więc nie mam powodów do narzekań. Wiedziałam że długo nie wytrzyma tym bardziej że pościg musiał już ruszyć. Nagle moich uszu dobiegł szum wody.
- Skręcaj! sapnęłam do nieznajomej tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zatoczyła się i tylko szczęśliwym zrządzeniem losu nie wylądowałyśmy na ziemi. Lisica głośno zaczerpnęła powietrza. 
- Zwariowałaś?! Tam nic nie ma!
- Musi być! - miałam ochotę dodać że jako elf mam zdecydowanie lepszy słuch i jeśli mówię, że coś tam jest to powinna mi wierzyć, ale w porę ugryzłam się w język. - mam przeczucie
- Jeśli takie samo jak wtedy, kiedy rzuciłaś się na tych żołnierzy to ja ci serdecznie dziękuję
Zerknęłam na ścianę, ale zdawała się zupełnie gładka. Wyjęłam z za pasa różdżkę i jeszcze raz dokładnie zbadałam zimny twardy materiał. I nagle pod dotykiem srebrnej końcówki kamienie zalśniły ukazując napis. Oczywiście runy. 
- "Tak słaba że przelewa się przez palce tak silna, że łamie skały" odczytała moja towarzyszka.
- Nic mi to nie mówi po za tym że tak określa się wodę. 
Wytężyłam wzrok badając podłoże w nikłym blasku napisu. Chciałam sprawdzić czy niema jakiegoś okopu lub ile schodów mamy w dół. Zresztą moja uwagę zwróciło dziwne wibrowanie podłoża. Dopiero teraz dostrzegłam wyryte na ziemi znaki. 
- A to przeczytasz?
Pokręciła głową.
- To pojedyncze litery zupełnie bez sensu.
- Da się z nich ułożyć wyraz woda?
Wzruszyła ramionami i zaczęła po kolei wskazywać litery. Próbowałam wciskać je po kolei ale nic się nie działo. Tym czasem w korytarzu odbijać się zaczęło szczekanie i kroki. 
- Naciśnijmy wszystkie na raz - zaproponowałam. Stanęłyśmy na wszystkich literach co stanowiło dość niewygodną pozycję i nagle usłyszałyśmy szczęk przestarzałej maszynerii po czym w skale ukazał się spory prześwit. Bez zastanowienia wskoczyłyśmy do środka, a nasza jedyna droga ucieczki zamknęła się zanim zdążyłyśmy zdać sobie sprawę, że być może znalazłyśmy się w pułapce. W pomieszczeniu, którego uciekłyśmy usłyszałyśmy odgłosy naszych prześladowców. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Była to sala pełna minerałów świecących własnym blaskiem, pomiędzy którymi płynęło moje wybawienie. Wyczerpana drogą i walką rzuciłam się w jego ożywczy prąd czując jak rany się goją a ja odzyskuję siły.
- Masz jakieś obrażenia? - zapytałam mojej wybawczyni.




<Kate? tak trochę nudnawe to moje opko, ale może uda ci się coś z tego wykrzesać>

Od Kate CD Adrea

Obserwowałam całe zajście z ukrycia, ciekawa, jak to się potoczy. Wychyliłam odrobinę głowę z wnęki, co nie spodobało się psu, który zawarczał. Spojrzałam na niego chłodno i wyszłam z ukrycia. Przeczuwając jeszcze większą złość u psowatego, zbadałam szybko sytuację i zastrzygłam uszami, słysząc zgrzytanie metali. Wyciągnęłam z kieszeni sakiewkę z proszkiem usypiającym i rzuciłam go trochę w stronę zwierzaka, który już miał szczeknąć i zdradzić moją pozycję. Zaskomlał, uderzając w ziemię swoim dość sporym cielskiem. Skierowałam swoje szybkie, lecz ciche kroki w stronę mężczyzny i dziewczyny. Ciekawie wyglądała ta walka, taka oświetlona odbijającym się od złota promieniem światła. Zbeształam się w głowie za rozmyślanie o złocie. Stanęłam na palcach i oparłam się o sporych rozmiarów ramię przedstawiciela płci męskiej. Powiedziałam radośnie, swoim trochę dziecięcym tonem:
— No witam. Widzę ciekawe zajęcie, ale chciałabym zaproponować trzecią opcję. Widzi pan tyle złota i miałoby się zmarnować?...
— Nie jestem idiotą, mała. Wiem, że to smocze złoto.
— Już nie jest smocze. Zaklęcie zostało zdjęte.
Zaśmiał się i spojrzał na mnie.
— Nie zrobisz mnie w konia, mała — odparł.
— No trudno. Dobranoc.
Uśmiechając się wysypałam na jego twarz resztę proszku usypiającego. Kichnął głośno i przewrócił się na blondynkę, zasypując ją we złocie. Weszłam na jego plecy i utrzymując równowagę rękoma, szłam w stronę jego głowy, żeby wydostać jasnowłosą. Próbowałam pozbyć się faceta, ciągnąc go za ramię, ale było to bezcelowe. Usiadłam na złotych przedmiotach i zepchnęłam nogami jego nieprzytomne cielsko na puste podłoże. Kobieta wyglądała, jakby zaraz miała stracić przytomność, dlatego wzięłam ją na ręce i położyłam na skrawku podłoża bez drogocennego surowca. Cmoknęłam niezadowolona z tego obrotu sytuacji. Wyciągnęłam z plecaka przypadkową, prawdopodobnie ostatnią koszulkę i oderwałam odpowiedniej wielkości kawałki, które miały posłużyć za prowizoryczny opatrunek. Zgarnęłam włosy ze swojej twarzy i rozejrzałam się, aby sprawdzić ile czasu zostało do wyjścia bez bieganiny. Mało, nawet bardzo mało, zważywszy na to, że pies się po woli wybudzał. Zastanowiłam się czy robić sobie problem i brać tą dziewczynę ze sobą, ale w końcu, prawdopodobnie, chciała mnie wtedy uratować czy coś w tym rodzaju. Wzięłam ją ostrożnie na ręce, wstając z pozycji kucającej. Mało brakowało, a straciłabym równowagę — nie często nosiłam ludzi na rękach. Ruszyłam szybszym krokiem w stronę wagoników, ale okazało się, że obok były również schody. Zdecydowałam się na schody, chociaż była to raczej zła decyzja...


< Adrea? Troszkę mi nie wyszło tak, jak chciałam >

Od Andrei CD Kate

- Uważaj! - warknęłam do koto podobnej istoty stojącej przede mną. Chyba nie do końca mogła mnie dostrzec, jako ze świecące zza moich pleców słońce zmuszało ją do zmrużenia powiek. Początkowo zaskoczona moim nagłym pojawieniem się dziewczyna teraz uśmiechnęła się pod nosem kpiąco i znów pochyliła się zbierając z ziemi porozrzucane złote przedmioty ze zręcznością pirata.
- Nie radzę ci tego robić - powiedziałam szukając dłonią rękojeści szpady.
- A kto mi zabroni? Ty? - wykrzywiła wargi w geście zupełnej pogardy.
Uśmiechnęłam się uprzejmie przeżuwając piękną wiązankę, jaką miałam ochotę ją obdarować, która choć oczywiście pozbawiona wulgaryzmów raczej nie należała do pochlebnych. Może bym dała sobie spokój, może bym odeszła, ale chyba dość już trupów miałam na dziś i nie miałam najmniejszej ochoty, by nieznajoma dołączyła do ich grona. Przejechałam palcem po zimnym metalu upewniając się, że ma jakąś asekurację. Chwilę jeszcze przyglądałam się złodziejce, aż wreszcie przygniotłam nogą jej rękę, którą zamierzał chwycić złotą bransoletę z rubinami zmuszając do podniesienia wzroku.
- Sądzę, że nawet istota tak pozbawiona obycia, jak ty, słyszała co nieco o smokach... nie wiesz, że na skarbie smoka ciąży klątwa?
- Cóż jednego paszczura tu widzę, ale to chyba nie smok, ewentualnie jakiś wypalony.
Znów ukryłam się za maską bezbrzeżnej cierpliwości, choć wewnątrz mnie właśnie wybuchał wulkan.
- Może smocze klątwy cię nie obchodzą...
- Smok odleciał pewnie zabrał swoje czary ze sobą - wtrąciła
Zaśmiałam się rozbawiona naiwnością tego tłumaczenia i beztroską w jakiej odczytywałam podobieństwo do mnie samej, kiedy jeszcze nie wiedziałam jaką cenę ma życie, co nie oznaczało bym teraz tak bardzo od tego ideału odeszła.
- A co powiesz o magii, która zabiła tego smoka - wskazałam palcem truchło pod ścianą. Z gospodarza uroczej jaskini postał tylko wysuszony szkielet i sterta łusek w niektórych krajach służących za ceniony materiał piśmienniczy. Odczekałam chwilę by podnieść napięcie i dokończyłam - a co sądzisz o magii która zabiła te krasnoludy?
Poczułam jak samej mi robi się nie dobrze. Nie wiedziałam kto właściwie był odpowiedzialny za rzeź, ale nie był to na pewno smok. Dziewczyna zamarła na chwilę, ale zaraz potem odzyskując dawny animusz podparła się pod boki i zerknęła na mnie wyzywająco:
- A jaką mam gwarancję, że kiedy sobie pójdę nie zabierzesz tego wszystkiego dla siebie
- Żadnej, a może raczej równą temu że nie będzie to twój ostatni skok w życiu… choć może się kaoś dogadamy. Sądzę, że to robota bandy antydekretowej, albo sprawnego maga, ale jeśli uda nam się udowodnić to pierwsze możesz bez obaw zabrać sobie skarb i zmienić się w smoka… bo takie jest podobno działanie gadziego złota
- Nie wierze w bajki
- A ja w umowy, ale wyjątek potwierdza regułę. To jak będzie?
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo przy wejściu rozległy się przyciszone głosy sugerujące, że ktoś jednak oprócz nas wie o tym miejscu i prawdopodobnie sam był jego autorem. Pociągnęłam lisią pannę za sobą wciskając w skalną wnękę.
- Mam nadzieję ze nie masz klaustrofobii – szepnęłam i wsunęłam się za nią.
Mężczyźni weszli do wnętrza i zaczęli przyglądać się rozkopanemu stosikowi, jakby czuli, że coś nie gra. Był z nimi też pies, który w niepokojący sposób zaczął węszyć w powietrzu. Lis… wyczuł lisa. Wysunęłam się z jamy i zaczęłam powoli podchodzić do niego. Zwierzak warknął i natychmiast oczy czterech mężczyzn zwróciły się na mnie.
- Spokojnie – powiedziałam uśmiechając się rozbrajająco – ja tylko tak sobie zwiedzam.
Najwyraźniej wątpiąc w moje dobre intencje rzuci li się na mnie razem z tym zapchlonym kundlem. Mimo wszystko miałam sentyment do psiaków i miałam ochotę puścić go wolno więc tylko odskakiwałam co jakiś czas by uniknąć jego kłów. Wreszcie przybiłam nożem wyszarpniętym jednemu z gwardzistów smycz do twardego podłoża. Dobry nóż – przemknęło mi przez myśl – nadto dobry. I dopiero zrozumiałam kim są moi przeciwnicy. Nie przyszli tu przypadkiem, ani nie byli odpowiedzialni za zabójstwa. Przyszli tu za mną, a ja oszołomiona ogromem zniszczeń i misją zbadania całej sprawy zapomniałam skontrolować czy nie mam za sobą ogona. Gdy dotarła do mnie ta prawda stanęły przede mną dwie możliwości poddać się i ocalić lisice lub walczyć dalej i tylko postarać się ja ocalić. Pierwsza opcja nie dawała stuprocentowej pewności więc od razu wolałam ją sobie darować. Ogar już ja zwęszył. Dobyłam szpady i z jej pomocą szybko rozbroiłam jednego z napastników. Za nim jednak obróciłam się dostałam mocne cięcie w bok. Zgięłam się w pół, ale nie zamierzałam się poddać. Odskoczyłam i kucając na ziemi wykręciłam młynka przewracając żołnierzy po czy dwóch z nich wyprawiłam na tamten świat, zaś trzeciego przygniotłam do skały z pytaniem:
- Kto cię przysłał ?
Zamiast odpowiedzi otrzymałam bolesny cios nożem w stopę, aż upadłam.
- Nigdy się nie dowiesz Ikario…
Zamachną się mieczem, a ja zdołałam się w ostatniej chwili odtoczyć. Zastanawiałam się czy nowa znajoma będzie łaskawa zareagować, ale jednocześnie nie specjalnie się łudziłam. Zrobiłabym tak samo. Po co narażać się dla obcego. Z drugiej strony czy to nie właśnie to sprowokowało mnie do opuszczenia kryjówki. W przerwach między jedna a drugą myślą odpierałam ataki. Szybko zrozumiałam, że rycerz nie tyle ma ochotę mnie zabić co raczej pojmać, a uderza tylko po to by mnie zmęczyć, co przy takiej utracie krwi nie było trudne. Przed oczami zaczynały mi tańczyć wielobarwne plamki, ale starałam się to ignorować. Tarzałam się w złocie, ale w tym momencie to woda byłaby dla mnie na jego wagę.  Spróbowałam się podnieść, ale zaraz upadłam. Odczołgiwanie w celu oddalenia od ostrza także nie przynosiło odpowiednich rezultatów. Obsypaną drobnym zarostem twarz mężczyzny wykrzywił złośliwy uśmiech zwiastujący już moją porażkę. W zasadzie mogłam ją przewidzieć już wtedy gdy podniósł przyłbicę. Nie przewidywał by musiał powtarzać akcje, stąd ukrywanie twarzy nie miało sensu. Przynajmniej mogę spojrzeć śmierci w twarz – przemknęło mi przez myśl – albo i nie. Przypomniała mi się egzekucja ojca. Kat w czarnym kapturze zasłaniającym cała głowę i on naprzeciwko. Pamiętałam jak na pożegnanie zasalutował. A ja wiedziałam ze to znak dla mnie, że mam podjąć jego dzieło. Dlaczego nie byłam mężczyzną, tak jak marzył.  Wojownik ciął mnie dość głęboko w ramię. Z trudem powstrzymałam się, by nie wypuścić szpady. Spróbowałam ostatkiem sił sięgnąć jego nóg, by utopić w nich mordercze ostrze, ale on bez trudu go unikną zanosząc się demonicznym śmiechem.
- Tyle czasu grałaś nam na nosie
- Komu?
- Uwierz wielu zależy na twojej śmierci i równie wielu skłonnych jest dobrze za to zapłacić
Prychnęłam pogardliwie starając się do końca zachować dobry humor:
- Nie sądziłam ze jestem, aż tyle warta
- Żeby ryzykować życie?
- Cóż twoje akurat chyba nie jest, aż tak cenne
- Zabiłbym cię za to, ale oni obiecali więcej jeśli dostarczę cię żywą. 




<Kate? Długie jest piękne i mam nadzieję ze warto było czekać>

Nowa Postać - Andrea Argo Ikariot

Wo­da spływająca po mo­jej twarzy ma mdły, me­taliczny smak. Wkrótce będę wie­działa, czy jest to smak wol­ności, czy osamotnienia. 

Imię i nazwisko: Andrea Argo Ikariot
Pseudonim: Andzia, choć nie radzę jej tak nazywać, komuś kto nie jest stuprocentowo pewien jej sympatii i dobrego humoru. Większość nazywa ją po prostu Argo lub Ikaria od nazwiska ojca.
Płeć: Kobieta
Wiek: 20 lat
Rasa: Półelf
Charakter: Argo jest równie zaskakująca co ocean, który ją wychował. Z wyglądem naiwnej blondyneczki i zdolnościami aktorskimi udaje jej się wślizgnąć wszędzie. Kto podaje jej rękę powinien dobrze później sprawdzić, czy wszystkie palce ma na miejscu, w końcu nie daleko pada jabłko od jabłoni. Za  uprzejmym uśmiechem nie raz kryje słowa, których rozmówca wolałby nie słyszeć. Mówią, że jest twarda w końcu nie może zawieść ojca. Pod skorupą najprzeróżniejszych masek kryje wrażliwą dusze przesiąkniętą idealizmem, choć w trochę innym wydaniu niż możnaby sobie wyobrażać. Oszczędna w słowach mimo skłonności do gadulstwa, zwykle ogranicza się do złośliwych docinków. Nie boi się niczego (a przynajmniej się do tego nie przyznaje) i trzyma naprawdę nie wielu zasad (ogranicza ją tylko jak sama to określa złodziejski honor).  Nigdy niczego nie planuje, ale ma na tyle szczęścia, by wykaraskać się z każdej opresji, w która z radością się wpakowała. Wierna przyjaciołom… i to jedyna rzecz w której zachowuje konsekwencję, bo z reguły jest do bólu nieprzewidywalna. Zachowuje się, jak prawdziwa chłopczyca (w końcu imię zobowiązuje). Generalnie większość uważa, że jest nie do wytrzymania… Ciekawe dlaczego…
Zainteresowania: trenowanie walki i magii z pomocą ulubionej różdżki o srebrnym zakończeniu z uporem maniaka, choć to drugie ciągle idzie jej jak po grudzie i jest niebezpieczne dla niej i wszystkiego wokoło. Skrycie kocha też stare opowieści i grę na harfie. 
Motto: „Życie cię zmiażdży jeśli nie zachowasz odpowiedniego dystansu. Nie traktuj go zbyt poważnie, a pożyjesz dłużej.”
Lęki: Boi się tłumu, lekarzy (szczególnie tych wyposażonych w ostre igły). Nie znosi owadów i pijaków.
Orientacja: Hetero 
Partner: obecnie brak
Aparycja: Andzia jest osóbką, drobną: szczupła i niewysoką (165 cm), nawet jak na człowieka. Ma jasne, proste, gęste włosy sięgające po pas zazwyczaj zgrabnie upięte za pomocą imitujących aksamit wstążeczek, chyba że akurat stara się ukryć sterczące uszy. Na czoło opada jej prosto obcięta grzywka, a zza uszu na ramiona spływają dwa luźne kosmyki. Wyróżniają ją lśniące lazurem oczy i medalion w tym samym kolorze z którym nigdy się nie rozstaje. Zazwyczaj ubiera się na szaro, do boku przytroczoną ma szpadę, a przez ramię przewieszona pięknie rzeźbioną harfę.
Głos: https://youtu.be/3ialPtQuMMg
Umiejętności: w zasadzie większość z nich jest raczej dyskusyjna.
  • Potrafi przywołać magiczną zjawę węża stworzonego z wody, który broni ją i atakuje wrogów, teoretycznie może go też zmniejszyć i użyć jako szpiega. Zwierzak posiada własną osobowość, ale w czasie walki w zupełności steruje nim jego podopieczna. Oczywiście nie jest z tego zadowolony.
  • Może oddychać pod wodą, a zanurzenie się w tej cieczy pozwala jej odzyskać siły i uleczyć rany swoje jak i innej osoby
  • Gra na harfie i udało jej się nawet opanować pieśń pozwalającą wywołać mgłę
  • Zdolna jest podnosić ciecze i rzucać wodnymi kulami
  • Jako elf jest wyjątkowo zręczna i porusza się bezszelestnie, a żmudne ćwiczenia uczyniły z niej mistrzynię szpady, dlatego preferuje walkę na krótkim dystansie. (Jej wstydliwym sekretem jest to że nie potrafi jak większość jej rasy posługiwać się łukiem)  

Broń: Szpada, Różdżka i Harfa (świetnie sprawdza się jako tarcza i broń grzmocąca) 
Miejsce Zamieszkania: Pochodzi z Ilrydionu i ma sentyment do tego miejsca, ale generalnie szwenda się to tu to tam.
Historia: Pewnego słonecznego wiosennego poranka na wyspie Ilrydion zacumował statek. W celu sprawdzenia zamiarów załogi wysłano młoda zwiadowczynię elfkę wysokiego rody Estrellę. Kobieta zorientowawszy się ze ma do czynienia z piratami podjęła walkę i dopiero kapitan statku, jak się okazało sam Hermes zdołał ją pokonać. Później długo siedział z nią w kajucie, coś jej tłumacząc, podczas gdy załoga leczyła otrzymane w starciu guzy. Cokolwiek jej powiedział przekonało to ją do niego na tyle, że poczuła dla niego cóż więcej niż sympatię. Spotykali się kilka lat pod osłona nocy na wybrzeżu. Najpierw przed paktem, a potem po jego zawarciu, kiedy to rozgoryczone elfy odwróciły się od władzy i zaczęli traktować piratów jak sprzymierzeńców, ale nie na tyle, by się z nimi łączyć w pary. Mimo wszystko kapitan i zwiadowczyni pobrali się potajemnie i mieli córkę, która niemal od razu przeszła pod opiekę ojca mimo protestów załogi. Na statku pozostawała do 16 roku życia, czyli do śmierci ojca który został zastrzelony na jej oczach w publicznej egzekucji. Uciekła i odnalazła jeden ze statków małej trójokrętowej floty ojca. Załoga jednak mówiąc, że baba na pokładzie to gotowe nieszczęście wyrzuciła ją za burtę. Ledwie żywą na plaży znalazł ją bezwzględny łowca niewolników.  Jakiś czas przebywała wśród handlarzy, aż wreszcie ktoś ją wykupił, ale imienia nie zdradził i powierzył jej pewną misję. Tak została szpiegiem niedobitków dawnej Straży z ogromną dozą swobody.      
Rodzina: Ojciec jeden z najbardziej znanych piratów Hermes Ikariot, matka elfka wysokiego rodu Estrella Lionell – ojciec nie żyje, z matką nie ma kontaktu.
Inne Informacje: brak
Inne Zdjęcia: brak


Autor: fantazjalonka@gmail.com

czwartek, 25 sierpnia 2016

Od Very CD Adam

Uh... Niezbyt dobrze...
Miałam nie pozwolić by ktokolwiek widział co "potrafię".
A teraz widziała to osoba, która mnie irytowała. Grrr.
- Dzięki, ale nie potrzebuję pomocy. - powiedziałam całkowicie zimno, a przynajmniej próbowałam, co, jak się zorientowałam, wcale a wcale nie wyszło. Miałam uczucie, które musiało znać każde dziecko złapane na kradzieży cukierka. Takie przekonanie, że nie zrobiło się nic złego, ale mimo to ktoś zobaczył, i... Tak wcale nie miało być.
Nie chcąc dłużej patrzeć na mężczyznę stojącego obok mnie, mimo że jego głos wydawał się miły, chociaż nie mogłam tego dokładnie stwierdzić, nie znam się...
Ale, mimo to, jak najszybciej chciałam urwać się z jego widoku. Pochyliłam się, złapałam truchło kota za tylną łapę i zbierając siły, bez większego wysiłku zaczęłam ciągnąć go do miasta. Jednakże, "coś" chyba było przeciwko mnie, bo dość mocny wiatr zawiewał mi włosy na twarz, przez co co chwilę nic nie widziałam, a z kolei przez włosy zasłaniające mi widok zaczęłam się potykać...
Tylko bardziej mnie to irytowało.



< Adam? >

środa, 24 sierpnia 2016

Od Adama CD Vera

Gdy Vera wyparowała z budynku, robiąc przy tym mnóstwo szumu, zaskoczony widokiem Adama gospodarz dał ustaloną wcześniej zapłatę, co trochę rozczarowało chłopaka. Pożegnał się z uśmiechem i, gdy jedną nogą był na zewnątrz, zatrzymał się. Zapytał mężczyznę za blatem:
— Czy ta dziewczyna tak zawsze?
Osoba za barem wzruszyła ramionami i spojrzała na nowo przybyłego klienta, a raczej klientkę. Chłopak ruszył przed siebie, podrzucając małą sakiewką. Nie miał pomysłu na swoją dzisiejszą przyszłość. Na jutrzejszą i na następne przyszłości również nie miał pomysłu. Żył, żeby żyć. Pracował, żeby żyć, a raczej pracował, żeby zarobić na jedzenie.
Chłopak szedł przed siebie, podrzucając sakiewką, gdy wyczuł ostry ślad Very. Ruszył zaciekawiony, zmieniając się w wilka. Zawsze czuł mrowienie, gdy zmieniał formę, coraz mocniej w czasie nadchodzącej pełni księżyca. To pulsujące uczucie w jego kończynach można porównać do tego uczucia, gdy zbyt długo kładzie się ciężar na rękę lub nogę. Długowłosy zatrzymał się kawałek od niej i położył się za drzewem, wyciągając wilcze łapy przed siebie. Patrzył na nią z zainteresowaniem i położył głowę na nogach. Zaskoczyło go to odrobinę, jednak wiele już w życiu widział. Największy szok wywołała na nim pajęczyca z różowym kapeluszem i powątpiewał czy istnieje coś, co mogłoby go zdziwić. Ciemnowłosa stanęła nad zwierzęciem, które pół sekundy wcześniej oddało swoje ostatnie tchnienie. Vera spojawszy na kotowatego, rozejrzała się, drapiąc po głowie. Adam zmienił formę i ruszył po woli w jej stronę. Zapytał naturalnie miłym tonem:
— Potrzebujesz pomocy? — Rzuciła w jego stronę chłodne spojrzenie, chociaż gdzieś tam w głębi kryło się lekkie zaskoczenie. — Pokazałem się się wcześniej ze złej strony... Oczywiście nie chcę pieniędzy.


< Vera? >

Od Very CD Adam

Zbił mnie z tropu. Zacisnęłam usta, zmieszana.
- Nie mam żadnego... Celu... - zaczęłam powoli, jakby mimowolnie. - Nie jest mi potrzebny. - byliśmy coraz bliżej miasta, już właściwie na ulicach. A ja, z niewiadomych powodów, byłam coraz bardziej zdrażniona i gotowa do wybuchu. Nic nie trzymało się norm, których wyuczyłam się na pamięć, no. Chyba właśnie to było tak boleśnie irytujące.

Wreszcie gospoda. Bez zatrzymywania się podmaszerowałam do lady, za którą stał właściciel. Z dość głośnym hukiem uderzyłam dłońmi o ladę.
- Panie, daj mi pan jakieś zlecenie! Byle było to coś wartego zachodu!
- W tej chwili mam tylko to... - uniósł dłoń, trzymając w niej jakiś świstek. Podskoczyłam, opierając się o ladę, by chwycić papier, i zaraz potem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.
Dopiero na dworze przeczytałam zlecenie. Wielki kot, ludojad... Dobra sumka. Niech będzie. Gdzieś tu niedaleko, w lesie...

Nie musiałam nawet długo szukać. Gdy tylko weszłam głębiej w las, coś ciężkiego skoczyło mi na plecy. Lecąc na ziemię poczułam, że to coś próbuje wgryźć się w mój kark.
...Hah. Niedoczekanie.
Powietrze zawirowało, gdy wyrzuciłam ramiona do tyłu, złapałam za szczeciniastą sierść i całą siłą, korzystając ze swoich mocy, przerzuciłam zwierze przed siebie. Towarzyszył temu dźwięk rozrywanego materiału. Po powiewie wiatru wiedziałam, że bluzka, którą miałam na sobie była rozerwana na plecach i ramieniu.
Cętkowany drapieżnik szybko poderwał się na łapy i ponownie na mnie skoczył, tym razem popychając mnie na plecy. Jedną ręką złapałam go za gardło, trzymając od siebie w odległości. Jedna z łap zwierzęcia, uzbrojona w pazury dłuższe od moich palców, przejechała po moim odsłoniętym ramieniu. Słyszałam zgrzyt, gdy szpony bez skutku prześlizgiwały się po mojej skórze.
Ludzkie ciało juz dawno zostałoby rozszarpane. Tak samo, w mojej sytuacji, już dawno zmieniłoby się w prochy.
Ale, żeby przetrwało, trochę je... Utwardziłam, tak jakby.
W ułamku sekundy znalazłam miejsce, w które musiałam uderzyć. Znajdowało się akurat dokładnie w miejscu, w którym trzymałam kota za gardło.
Skoncentrowałam mały "ładunek" na przestrzeni pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Reszta była tylko dziecinną zabawą. Wypuszczony impuls stworzony ze skoncentrowanej mocy po prostu zatrzymał bicie serca zwierzęcia. I tyle.
Zrzuciłam z siebie truchło zwierzęcia i usiadłam. Sprawdziłam, czy bluzka jako tako jeszcze się nadaje. Nie było źle, ale też nie dobrze. Za to...
Dotykając swojego ramienia poczułam pod palcami jakby piasek. 
- Znowu zaczęłam się sypać, eh... - mruknęłam, po czym wyciągnęłam dłoń w stronę swojego cienia, teraz nienaturalnie zniekształconego i ruchomego. "Wyjęłam" z niego krucze pióro. Gdy przyłożyłam je do sypiącego się miejsca, zalśniło, by po chwili jakby się we mnie wtopić. Tyle wystarczyło.
Kolejnym problemem było ubranie. Po raz kolejny z cienia wyjęłam pióro, tym razem pawie. Tu musiała starczyć mi prosta iluzja, którą stworzyłam z jego pomocą.
Gdy upewniłam się, że jest już dobrze, wstałam i otrzepałam się z liści i ziemi. Mój cień wrócił do normy.
...
Pytanie: Jak zaciągnąć kota conajmniej dwukrotnie większego ode mnie do gospody?


< Adam? >

sobota, 20 sierpnia 2016

Od Arthura CD Ruki

Arthur zamyślił się, przerywając swoją porcję.
— Obrzydliwe uczucie to zrzucanie skóry — odparł cicho.
— Co? — zapytał zamyślony Ruki.
Alfie otrząsnął się z zamyślenia, początkowo nie wiedząc, o co pyta jego towarzysz.
— Jak zrzuca się wężową skórę jest taka wrażliwa, łaskocze i swędzi...
Blondyn pokiwał głową. Ciemnowłosy powiedział, powstrzymując się od ponownego dotknięcia uszu towarzysza:
— Ja uważam, że fajnie jest być kotem. Takie miękkie futerko, uszy i mruczenie...
Zamyślił się w swoich skomplikowanych tworach, które u większości nazywają się myślami, lecz u niego raczej były to kłaki umysłowe. Nie należało ich analizować i rozdrabniać na części pierwsze, bo nigdy by się ich nie rozplątało. Taki stały punkt w przestrzeni. Komicznie wyglądało gładzenie pustki przez Alfiego. W tamtym momencie pragnął przytulić kota, nawet, jeśli będzie musiał ryzykować zadrapania na twarzy. Położył momentalnie dłoń na blondyna ramieniu. Powiedział pełen entuzjazmu i dziecięcej ciekawości:
— Czy wiesz, gdzie w pobliżu znajdują się milusińskie kociaki? Z miękkim futerkiem i uszkami... Przy tobie nie chciałbym ryzykować utraty ręki lub głowy...


< Ruki? Kompletny brak pomysłu. Bardzo przepraszam. >

piątek, 19 sierpnia 2016

Event - Wrota Pustki

Zatem witam tych nielicznych, którzy tutaj zaglądają.



Witam Was z eventem, przez niektórych wyczekiwany.


   Gęsta mgła spowijała przejście między wymiarami. Słońce nigdy nie rzucało promieni w stronę Bramy. Ludzie i nie tylko, żywe czy martwe nigdy nie zapuszczało się w te strony w strachu zrodzonym z legend. Czy był słuszny cały ten strach? A dlaczego boimy się ciemności? Bo nie wiadomo, co w niej się znajduje, czai na naszą duszę. Tym właśnie jest Pustka. Jasną, przejrzystą ciemnością. Mgłą.   Pomimo braku odbiorcy, wokół przejścia od niezliczonych wieków unosiła monologiczna rozmowa wielu tysięcy dusz pustki. Dla nieuważnego słuchacza to jedynie górzysty, srogi wiatr.    Lecz nie dla zbłąkanej duszy, opuszczonej i samotnej. Władca Pustki, w akcie znudzenia, osobiście zjawiał się przy zamkniętym od zarania wieków portalu. Demony zebrały i przyglądały się czemuś po drugiej stronie. Ku zdziwieniu, zapomnianej przez niego emocji, ujrzał umierającą dziewczynkę. Przemówił do  niej, czując, że jest jeszcze nadzieja na wydostanie się. Obiecał jej rodzinę i życie. Zgodziła się. Wstała ostatkiem sił i podeszła do wrót. Przyłożyła dłoń do bramy i zaczęły się otwierać, zbierając część jej duszy...




Event nie jest obowiązkowy!


Informacje:
  • Opowiadania muszą być zgodne z tematyką Eventu 
  • Powiązane tematy: 

  1. nagły przypływ demonów o różnorakich kolorach i kształtach, 
  2. popłoch wśród ludzi, 
  3. odebranie zlecenia, 
  4. przypadkowy atak Demonów Pustki,
  5. przerzedzenie populacji,
  6. emigracja z osad,
  7. plotki,
  8. itd. Liczę na kreatywność

  • Opowiadania muszą być oznaczone etykietką "Wrota Pustki"
  • W najbliższym czasie pojawi się zakładka "Zadania" w której oczywiście będą zadania związane z eventem
  • Można przysyłać propozycje zakończenia eventu oraz zadania do wypełnienia, ale jest jeden warunek - nie wolno brać udziału w swoim zadaniu! (taka zła jestem)
  • Event będzie raczej dłuższy, dlatego w międzyczasie pojawi się coś dodatkowego.
  • Opowiadania mogą być solowe lub napisać do kogoś, z kim się nie pisało lub stałego towarzysza opowiadań
  • Nie jest to konkurs, jedynie coś dla urozmaicenia codziennej fabuły opowiadań
  • Co jakiś czas będę również dopisywać plotki, będą albo posty, albo oddzielna zakładka w stronach, ale jeszcze nie jest to pewny pomysł.

Początek wydarzenia: kiedy będzie dostęp do komputera



Dziękuję za uwagę, Hakkiko0

czwartek, 18 sierpnia 2016

Od Adama CD Vera

Chłopak zdmuchnął pasmo włosów z twarzy i odpowiedział na ostatnie zdanie dziewczyny:
— Pierwsza sprawa, usłyszałem za pierwszym razem. Mam dobry słuch, chociaż może się to zmienić, jeśli właściciel tawerny, którą zmieszkuję dalej będzie prowadził eksperymenty w piwnicy —zrobił krótką pauzę.— Druga, miło poznać, Vero. A wracając do poprzedniej sprawy, większość osób wzięłaby kasę, jeśli jest proponowana bez żadnych zobowiązań... No ja na przykład bym wziął. Ale skoro nie, to nie. Propozycja została zamknięta.
Ponownie dmuchnął na irytujący frędzel włosów na jego twarzy, gdy w tle zaczął majaczyć kształt miasta. Niezbyt wyraźny, co prawda, ale zawsze jakiś. Zatrzymał się na chwilę i poruszył zmęczonymi oraz obolałymi ramionami - cały urok mieszkania w tanim miejscu. Sprężyny z materaca uciskające nerwy. Adam stwierdził, że gdyby ściągnąć jeszcze trochę materiału okrywającego kawałki metalu i rzucić z odpowiednią siłą jakiegoś człowieka na to "łóżko" mogłoby go mocno zranić albo zabić. Oczywiście, mógłby sypiać na ulicach jako wilk, ale ryzykował złapałanie przez hycla albo — co gorsze — przez Gildię Wystaw Psów. Nie chciał skończyć jako pudelek. Ruszył przed siebie.
— Zatem jaki jest twój cel w życiu, panienko? - uniosła brew pytająco. - Muszę jakoś zacząć rozmowę, bo ty nie jesteś zbytnio rozmowna.


< Vera? Takie coś :/ >

wtorek, 16 sierpnia 2016

Od Very CD Adam

...Dogadać się...? 
No chyba nie! 
Ten mężczyzna mnie drażnił. I to dość poważnie. 
- Uważasz, że mogłam bym wziąć pieniądze za coś, do czego nie przyłożyłam ręki...? - syknęłam, mrużąc oczy. Podążałam za nieznajomym, zaciskając dłonie w pięści. 
Dopiero po chwili przypomniałam sobie, a raczej zorientowałam się co do jego pytania. Trochę się napuszyłam, wydymając wargi, ale takie przedstawienie się było chyba normalne między ludźmi. 
- Vera. - wymamrotałam ledwo słyszalnie. Zauważyłam, że Adam posłał mi pytające spojrzenie. Tak, wiem, za cicho. 
- Jestem Vera. - powtórzyłam, już głośniej. Eh, trzeba będzie jak najszybciej dostać kolejne zlecenie... 


< Adam? >

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od Adama CD Vera

Długowłosy, nie zatrzymując się, odwrócił lekko głowę w jej stronę, jednocześnie unosząc jedną brew. Zatrzymał się jednak po chwili i odwrócił na pięcie w jej stronę. Rzucił zaskoczony:
- Myślałem, że hasałaś po polach i lasach w poszukiwaniu magicznych ziół... - jej twarzy przybrała grymas znudzenia i zniesmaczenia. -... I przypraw.
Ponownie obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Powiedział jakby od niechcenia, wskazując uniesioną ręką kierunek, w którym sam zmierzał:
- Możemy się po drodze dogadać w sprawie podziału wynagrodzenia.
Zatrzymał się spory kawałek od niej i wystartował wolniejszym tempem niż wcześniej. Zaczął cicho pogwizdywać melodię, która kojarzyła się z dzieciństwem Adama. Jego szeroki uśmiech delikatnie zmalał na to wspomnienie, lecz poczuł bliżej siebie ciemnowłosą i otrząsnął się z rozmyślań. Spojrzał na nią i zapytał:
- Wyjawisz mi twe imię, czy jestem zmuszony mówić do panienki "panienko"?


< Vera? >

piątek, 12 sierpnia 2016

Od Very CD Adam

Przez kilka chwil po prostu stałam jakby sparaliżowana. Nieznajomy, który przedstawił się jako "Adam", bez przerwy nawijał.
Duży pies, mężczyzna obronny, merdajacy towarzysz? Że co?
I że mag, to miało być, że ja?
Przyznaję, przez cały mój ludzki czas, jak i za boskiego życia, nie spotkałam kogoś, kto by się tak zachowywał. Wszystko w nim sprzeczało się z wszystkimi moimi dokładnie ułożonymi wzorcami. Co do zwierzęcej formy, to owszem, to już uwzględniłam w kilku wzorcach, wyczuwałam też inną atmosferę bijącą od niego. Ale cała reszta... 
Po chwili intensywnego myślenia zauważyłam że mężczyzna się oddala. Szybko ruszyłam za nim. 
- Zabrałeś mi robotę! - wybuchnęłam. 



< Adam? >

Od Rukiego CD Arthur

Blondyn uśmiechnął się znikomie i powiedział cichym uwodzicielskim głosem ;
-Mówią mi Kage
-Cień?- Ruki pokiwał główką i kontynuował poprzednim głosem
-Ponieważ cień jest wszędzie we wspomnieniach, a ja jestem tym cieniem, który przypomina najlepszą noc życia. - Zamilkł i dorzucił — Moje "prawdziwe" imię to Ruki. - Spojrzał na Arthura, lecz szybko odwrócił wzrok.
-Kotek — zaczął ciemnowłosy, lecz mu przerwano
-Nie nazywaj mnie tak, nie jestem jakimś miłym i słodkim zwierzakiem, który pod wpływem dotyku mruczy i się łasi. -Nagle cała pewność siebie wyleciała z Kage. Arti ściągnął jasnowłosemu kaptur (Kiedy on go założył? o.O) i zaczął głaskać go po głowie i uszkach. Widząc reakcję mojego podopiecznego, uśmiech mu się pogłębił.
-Nie mruczy, co?- Ruki spojrzał w przestrzeń i po dłuższym milczeniu powiedział;
- Jesteś pierwszą osobą, która widziała to — wskazuje na uszy — obrzydlistwo. To trochę nieręczne dla mnie....- Myślałam, że zarumieniony kotek wygląda słodko, lecz zakłopotany jest jeszcze słodszy.





(Ruki stracił całą pewność siebie... Nie sądzisz, że może być ciekawie?)

czwartek, 11 sierpnia 2016

Od Adama CD Vera

Adam polował na dzika już dłuższy czas. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mężczyzna z gospody spisał go na straty. Zmiennokształtny wymyślił sobie, że mężczyzna ma pod ladą notes, w którym zapisuje chętnych i istoty przeciwko nim - taka gra planszowa, jedynie na żywych istotach. Faktycznie, zleceniodawca miał notes z nazwiskami, ale głównie po to, żeby mógł wykorzystać daną osobę w innych celach. Brunet pod postacią wilka siedział w wysokiej trawie, obserwując zwierza zmierzającego w miejsce jego planu. Dzik zatrzymał się, obwąchując trawę polaną słodkim zapachem. Wtedy oczy wilka zabłysnęły i skoczył w stronę wielkiej maciory. Zaczęła wierzgać, gdy wylądował na jej grzbiecie, wgryzając się w jej kark. Dzik ruszył szturmem przed siebie, jak się okazało na jakąś kobietę. Adam mocniej się wgryzł, a dzik, jak się okazało, skręcił w stronę drzewa. Zwierzę uderzyło w nie z impetem, łamiąc je na pół. Chłopak w ostatniej chwili odskoczył, niestety mimo to oberwał w twarz z kawałka ostrego drewna. Zmienił się w człowieka i westchnął. Starł krew z policzka i wtarł ją w spodnie. Odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę plecaka. Wyciągnął z niego nóż oraz linę i wrócił do martwej, leśnej istoty. Poderżnął gardło zwierzęcia, dźgnął go parę razy w przypadkowe kawałki ciała i zawiązał tylne nogi stworzenia liną. Przejechał wierzchem dłoni po czole i skierował się w stronę nieznanej mu kobiety. Krzyknął, będąc jeszcze spory kawałek od niej i uśmiechając się przyjaźnie:
- Panienko, nie chodziłbym z taką wątłą posturą samotnie po lesie. - znalazł się bliżej niej i powiedział niższym, radosnym tonem - Powinna się panienka bardziej pilnować, kupić na przykład dużego psa albo mężczyznę obronnego, który będzie dla panienki merdającym towarzyszem. Tak dla pewności... Chyba, że woli panienka kobiety, też się znajdzie takie chyże i potężne kobiety... - przerwał na moment. - Ah, zapewne mag. Miło poznać. 
Pomimo że same słowa, w zależności od tonu, mogły zabrzmieć albo pozytywnie, albo negatywnie, to w tym przypadku miały zabrzmieć pozytywnie. Miały, ale nie wiadomo czy odbiorca tak to odebrał. Ukłonił się i skierował się do dzika. Złapał za dwa pozostałe końce liny i przewiesił je przez ramiona. Ruszył, ciągnąc za sobą cielsko zwierza. Schylił się jeszcze po torbę i zawiesił ją na ramieniu. Skierował słowa do dziewczyny:
- Wybiera się panienka ze mną? Chyba, że nie wyznaje pani chodzenia z nieznajomymi... - przerwał, ale chwilę później powiedział z zaskoczenia - Jestem Adam! 
Wyszczerzył się i wyciągnął dłoń w stronę byłej bogini. Spojrzał na swoją kończynę i powiedział:
- Oh, przepraszam za krew. Uznajmy zatem, że uścisnęliśmy sobie dłoń. 
Ruszył przed siebie, gwiżdżąc pierwszą lepszą melodię, która przyszła mu do głowy... 




< Vera? >

Od Very Do Adama

...Ludzkie życie ma swoje plusy, ale zdecydowanie więcej minusów.
Plusy, bo udało mi się poznać wiele różnych sytuacji. 
A minusy? Długo by wymieniać 
Potrzeba korzystania z ustronnego miejsca, zimno, gorąco, głód, pragnienie, zmęczenie, a do tego jakoś trzeba zarobić na dach nad głową i strawę. 
Jak dobrze, że w tym ludzkim ciele mogę "wydawać" cząstki swojej mocy.
Właśnie byłam w drodze do lasu. Przyjęłam zadanie, miałam pozbyć się wielkiego dzika, który ostatnimi czasy wpadał do miasta i niszczył co popadnie. 

- Czy tak drobna osóbka jak panienka poradzi sobie z taką bestią? Nie jeden próbował... - właściciel gospody w której się zatrzymywałam, a jednocześnie dawca zlecenia, poczciwy czlowieczyna, próbował mnie od tego odwieść. 
- Jeśli i ja nie wrócę, nie będziesz pan musiał płacić. - przerwałam mu. Zawsze rozbawiały mnie miny ludzi, gdy wracałam z udanego polowania czy czegoś podobnego. A przy takim dziku pewnie nawet nie zdążę się zabawić. 
Ale przynajmniej dobrze płacą, a jak przytaszczę tu jego cielsko, to i pomieszkam sobie za darmo. 
Właściwie jedynym problemem była moja prawdziwa egzystencja. Fragment ludzkiej duszy w "moim" ciele pozwalał mi istnieć, bo był jakby moim wyznawcą. Jednak, jeśli chciałam się dłużej utrzymać, musiałam znaleźć kogoś, kto by prawdziwie wierzył w moje prawdziwe ja. 
Rozmyślając tak wędrowałam po lesie, szukając dzika. Wreszcie, z chaszczy nieopodal, rozległ się dźwięk, który mogłam przypasować do dzikiego zwierzęcia.... 




< Dziki zwierzu, to ty czy jesteś dopiero gdzieś tam, gdzieś? >

środa, 10 sierpnia 2016

Od Arthura CD Ruki

Ciemnowłosy zatrzymał się i postawił na ziemi jasnowłosego chłopaka. Uśmiechnął się promienie z zachwytu, ukazując zęby. Powiedział cicho, wyciągając dłoń w stronę jego uszu:
- Kotek... Jak uroczo... - dżinn zmienił swój ton głosu - Zatem, kotek, idziemy coś zjeść, tak? 
Zaczął gładzić uszy chłopaka, a ten odtrącił jego rękę. Czarnowłosy uśmiechnął się i pocałował go w policzek. W myślach stwierdził, że może być ciekawie. Poczochrał jego włosy i złapał materiał jego rękawa, ruszając swym co dziennym, szybkim krokiem. Blondyn próbował się wyrwać, ale Arthur nie odpuszczał. Przechodzili z tej biedniejszej, lecz mającej bliżej do średniej dzielnicy niż do tej, do której zmierzali. W końcu, mijając kilkoro żebrzących ludzi, skierowali się do nierzucających się w oczy drzwi. Ukazała się im naprawdę mała restauracyjka, która zawsze stała pusta, jednakże zyski zawsze były. Brunet posadził blondyna na drewnianej ławie i skierował się do kobiety. Kobieta była przy sobie, miała krótkie kręcone włosy. Uśmiechnęła się i zapytała:
- Kolejny? 
Uśmiechnął się bez zobowiązań, jednocześnie opierając się o blat. Zamówił tosty z serem i boczkiem razy dwa i nachylił się nad blatem, całując kobietę w czoło. 
Czerwonooki zeskoczył na ziemię i ruszył nonszalanckim krokiem do stolika kotowatego. Usiadł, położył nogi na blacie stolika i uśmiechnął się. Momentalnie chował nogi pod blat, opierając o krawędź ręce. Rzucił:
- Koteczku, chciałbym poznać twe imię... Mam propozycję. Podasz mi swe imię, a będziesz mógł zapytać o cokolwiek zechcesz - jeden kącik jego ust powędrował do góry. 
- Dlaczego chcesz je poznać? 
- Pytasz dlaczego? - dopytał Alfie. 
Blondyn kiwnął głową, niepewnie co prawda. 
Alfik momentalnie siedział koło niego i kładąc dłoń na jego karku, szepnął mu na ucho:
- Żebym miał o czym myśleć w nocy, koteczku... 
Odsunął się od niego i poruszył jednoznacznie brwiami. Prychnął rozbawiony miną chłopaka i zabrał się za nowo przybyłe jedzenie...




< Ruki? Trochę się zepsuło, bo miał być już wcześniej taki kiczowaty zwrot "Moje imię to Arthur, mówię, żebyś wiedział, co krzyczeć w nocy", taki stary pomysł mojej znajomej na tekst na podryw xD Ale jeszcze nie stracone! Jeszcze będzie szansa wykorzystania tego, powiadam ja >

Od Rukiego CD Arthur

Szłam za nimi wolnym krokiem. Ruki co chwile zadawał pytania typu "Gdzie mnie niesiesz?", " Ja potrafię chodzić". Ciemnowłosy reagował tylko powiększającym się z sekundy na sekundę uśmiechem... Nagle oczy Kage zaświeciły. Heh... Wpadł na pomysł czy znów marzy o łóżku? Raczej to pierwsze chodź do drugiej opcji mało mu brakuje. Rozluźnił się i przytulił do pleców Arthura. Nie widząc jednak oczekiwanej reakcji spróbował jeszcze parę razy. Za którymś razem się poddał i westchnął przeciągle. Po piętnastu minutach znudzony blondyn zaczął nucić jakąś balladę. Jednak nadal nie zwrócono na niego uwagi. W pewnym momencie wyglądał jakby przypomniał sobie o czymś ważnym. Cóż każdej istocie jego typu chciałoby się spać po bezcennym tygodniu. Zaczął zachowywać się tak jakby ta niecodzienna osoba, która go niosła była wygodnym łóżkiem. Gdy już usypiał, znowu mu się coś przypomniało... Chodź pewno jakby nie poczuł na sobie spojrzenia Artiego nie wiedział by że coś się zmieniło. Jego dłonie zaczęły nerwowo przeczesywać włosy, a po chwili na jego twarzy pojawiła się czerwień. Zatopił twarz i włosy w ubraniu mężczyzny i zaczął mówić w materiał, przez co mało dało się zrozumieć. Jednak jednego jestem pewna. Padło tam zdanie "Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie". Jednak moim zdaniem z uszkami, kocimi wąsikami i ogonem wyglądał słodko, szczególnie gdy się czerwienił.



(Czerwony koteło człowiek raz ;D)

niedziela, 7 sierpnia 2016

Nowa Postać - Vera


Nie możesz powiedzieć, że masz źle, póki nie dowiesz sie, co przeszedł ktoś inny


Imię i nazwisko: Przybrała imię Vera, Jednak tak naprawdę nazywa się Bhàis Gràdh
Pseudonim: A imię, którym się posługuje, nie jest dość krótkie?
Płeć: Kobieta... Chyba
Wiek: Tego... Nie wie nikt
Rasa: Bogini miłości (Gràdh) oraz śmierci (Bhàis) jednej z upadłych już kultur
Charakter: Jak przystało na boginię, Vera jest osobą pełną godności. Mimo że właściwie nie piastuje już roli bogini i przybrała ludzkie ciało, to wciąż jest "tą samą" osobą. Dobrze wie, że zachowała swoje moce.
Jej osobowość jest jakby podzielona na dwa, tak jak jej moc. Z jednej strony jest bardzo ciepłą osobą, delikatną i miłą, potrafi jednak być bezwzględna i okrutna jak czas i sama śmierć.
Zazwyczaj jest jednak miła.
Zazwyczaj.
Zainteresowania: Kiedyś uwielbiała kwiaty i muzykę.... Teraz po prostu egzystuje, według niej zainteresowania nie są jej potrzebne.
Motto: Jedyne, co jest w życiu prawdziwe, to śmierć. A skoro miłość potrafi prowadzić do śmierci, to i ona jest prawdziwa.
Lęki: Czego może bać się osoba, która właściwie jest Śmiercią?
Orientacja: Mimo że jest boginią miłości, nigdy nie było przeznaczone jej kochać, a czy to się zmieni, nie jest wiadome...
Partner: Njeee...
Aparycja: Jako człowiek jest naprawdę drobniutka, niecałe 160 centymetrów wzrostu, szczupła i lekka, całe 51 kg, z wymiarami 93-60-89. Duze, szarobłękitne oczy, lekko falowane ciemne włosy nieokreślonego koloru. Długie, szczupłe nogi, zgrabne dłonie. Czego chcieć więcej?
Gdy postanawia przybrać swoją prawdziwą postać, zmienia się, o to w dość dużym stopniu. 172 cm, 63 kg i 97-67-95. Jej skóra staje się bardzo jasna, a usta czerwone. Włosy sięgają kolan i nabierają fioletowego odcienia, a na jej plecach pojawiają się dwa potężne skrzydła, pokryte kruczymi i pawimi piórami.
Umiejętności
Jako człowiek jest dość zręczna;
Jako bogini:
  • Odczytywanie miłości i nienawiści,
  • Przewidzenie śmierci określonej osoby,
  • Krótkotrwałe wywoływanie uczuć u innych,
  • Skrócenie życia,
  • Darowizna "Bliźniaczej Nieśmiertelności" przez pocałunek, osoba obdarzona żyje tak długo jak ona, działa tylko pod kilkoma warunkami,
  • Wiele innych, "ulotnych", pojawiających się i zaraz potem znikających/zapominanych.

Broń: Jej bronią są jej umiejętności
Miejsce Zamieszkania: Wędruje sobie od miasta do miasta
Historia: Zacznijmy od tego, że Vera jest tak naprawdę Boginią Bhàis Gràdh, co oznacza dosłownie "Śmierć Miłość". Jak każdy bóg po prostu pewnego dnia otworzyła oczy, uzyskała świadomość, i... Po prostu była. Istniała tak, stworzona przez wiarę ludu, prez kilka tysięcy lat, a może i dłużej. Jednakże, lud czczący kulturę jej i innych jej podobnych bogów zaczął wymierać.
Ostatnia istotka z tego ludu, młoda dziewczyna o zapomnianym imieniu, w ostatni dzień swojego życia wierzyła jedynie w śmierć i w swoją miłość do życia. Właśnie ona utrzymywała ostatnią z bogów przy "Życiu". Bała się śmierci, mimo że wiedziała, że właśnie to ją czeka, śmierć w męczarniach, tak jak każdego innego.
W dniu, w którym dziewczyna miała umrzeć, nasza bogini postanowiła poprosić ją o układ. Zaoferowała jej spokojną, bezbolesną śmierć w zamian za użyczenie swojego ciała.
Dziewczyna się zgodziła, i na ułamek sekundy przed tym, jak jej życie zgasło, bogini zajęła jej ciało. W ciele pozostała cząstka duszy dziewczyny, dzięki czemu bogini, przybierając imię Vera, mogła żyć aż po dziś dzień, a ciało, które widzi świat, jest dokładnie ciałem dziewczyny sprzed lat.
Rodzina: Inni bogowie byli jej "Rodziną", jednakże pozostała tylko ona
Inne Informacje
  • Wędrując tak po świecie zarabia sobie, przyjmując różne zlecenia, od opiekunki, przez kusicielkę niewiernych mężów, skłaniając ich do przyznania się żonom przez słodkie obietnice, które pozostawały niespełnione, aż do zabójstw i pozbywania się niewygodnych świadków.

Inne Zdjęcia:



Autor: To jaaaa

Nowa Postać - Adam Nobody

Jako człowiek:


Jako wilk:



Kto do mnie ze słodyczą i słodyczy zakosztuje, kto z goryczą, goryczą go zatruję.


Imię i nazwisko: Adam Nobody 
Pseudonim: Nemo, Wilczur, Kundel, Nobody, Pan Nikt, Różnooki.
Płeć: Mężczyzna 
Wiek: 23 lata 
Rasa: Zmiennokształtny - Wilkołak 
Charakter: Ten przedstawiciel płci męskiej jest osobą dość żwawą i pełną energii, choć to nie tyle wina jego wilczej natury. Przez parę lat próbował to opanować, jednak zrezygnował. Jest osobą otwartą na innych i raczej przyjaźnie nastawioną, chyba, że ta oto osoba wytwarza niemiłe feromony. Jest radosny i pełny życia, lecz nie jest przy tym nachalny. Cieszy się dla siebie, nie dla innych. Wielu twierdzi, że przyciąga do siebie zwierzęta i osoby, coś musi w tym być, skoro bez większego problemu zdobywa sympatię oraz zaufanie innych, często całkowicie obcych ludzi. Jest marzycielem, to pewne. Jeżeli złapie go dzień rozmyślania nie jest wtedy zbytnio rozmowny. Pomimo wszystko, tego całego zapasu energii życiowej jest osobą opanowaną, ale jedynie w formie ludzkiej i wilczej - forma pół człowieka pół wilka jest dla niego czymś, czego nie może opanować. Jako pracownik jest sumienny, dzięki temu nie stracił życia jako mały chłopiec.
Zainteresowania: Polowanie na wampiry (ma taką słabość, gdy jest w formie wilka i wilkołaka). Interesuje go również podróżowanie, próbowanie różnorakich potraw.
Motto: Jak dają, to bierz, jak nie dają, to bierz i uciekaj! 
Lęki: Boi się ognia, pomimo, że go zachwyca. Boi się również, że nie zapanuje nad sobą podczas pełni, dlatego zazwyczaj sam się zamyka w jakimś pomieszczeniu. Przeraża go fakt brania odpowiedzialności za innych, z czym wiąże się niechęć do dzieci. Może to nie tyle lęk, co niechęć do gwałtownych i głośnych dźwięków. 
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: Co jakiś czas, ktoś się pojawia, ale mu na tym zbytnio nie zależy.
Aparycja
Jako człowiek:
Adam nie jest zbyt wysoki, jak na mężczyznę - mierzy 174 centymetry wzrostu, ale szczególnie mu to nie przeszkadza - jeśli sobie dorabia jako kieszonkowiec lub skrytobójca jest to na jego plus. Nie jest również umięśniony. Skóra ma ciemniejszy kolor, który został nabyty podczas długotrwałych przebywaniem na słońcu. Pokryta jest licznymi pieprzykami, piegami oraz jednym tatuażem na prawej ręce. Włosy mają kolor mlecznej czekolady i z tyłu sięgają za łopatki. Z prawej strony znajdują się cztery dredy ozdobione pomarańczowymi, grubymi nicami, które wiąże w dziwaczny supeł. Ma heterochromie prawe oko ma niebieski kolor, lewe jest brązowe. Po lewej stronie ma również bliznę, która przecina jego twarz od szczęki aż do czoła - wypadek przy pracy. W lewym uchu ma cztery kolczyki, a w prawym trzy. Ma bokobrody i bródkę, którą mimowolnie drapie i delikatnie prostuje palcami, gdy coś robi. Ubiera się zwykle w luźne, warstwowe ciuchy. W towarzystwie zawsze ma torbę na ramię, która zawiera cały jego dorobek.
Jako wilk:
Ma rudawą sierść. Przy wąsikach, wzdłuż szczęki, na podgardle, całej szyi, podbrzuszu i łapach ma białą sierść. Sierść jest miękka i miła w dotyku. Oczy mają bursztynową barwę. 
Umiejętności
  • Zmiana formy w wilka i wilkołaka 
  • Parkur
  • Gra na skrzypcach, lutni 
  • Zdolności łotrzyka/kieszonkowca: otwieranie wytrychów i zamków, odznacza się szybkimi i gibkimi ruchami
  • Zdolności skrytobójcy: wmieszanie się w tłum, zadawanie trudno gojących się ran
  • Tworzenie pułapek i wykrywanie ich
  • Warzenie trucizn (słabej jakości, zwykle są to dymowe petardy, żeby mógł się ulotnić)
  • Zielarstwo
Miejsce Zamieszkania: Podróżuje 
Historia: Pierwszym wspomnieniem Adama jest okrągła twarz właściciela jego nowego domu. Miejsce okazało się dla niego początkowo niezbyt przyjazne. Po sześciu latach zaczął ujawniać zdolności muzyczne. Wtedy Edmund - właściciel - stwierdził, że w końcu się do czegoś nadaje. Nemo zaczął grywać całymi dniami na ulicach, później zabierano go do różnych domów, czasami do biedniejszych dworków szlacheckich, aby był jakimś rodzajem rozrywki. Niestety, ujawniło się to, że jest wilkołakiem - Edmund wyrzucił go z sierocińca. Chłopiec tułał się po mieście tydzień aż został zabrany przez Pole'a. Początkowo Adam uciekał, ale, gdy już dotarli na statek, nie miał dokąd. Mężczyzna zadeklarował, że chłopak jest pracowity i został przyjęty do sprzątania pokładu i wyrzucania szczurów za burtę. Parę lat później, gdy skończył piętnaście lat zaciągnął się pełnoprawnie do gildii żeglarzy, ale los chciał inaczej. Cała załoga została wyrżnięta przez grupę barbarzyńców. Jako jedyny przeżył dlatego, że nie było go na pokładzie tylko poszedł pozwiedzać port. Zrezygnował z gildii żeglarzy i zaczął podróżować. 
Rodzina:
  • Ojciec: Victor, szlachcic - brak opieki 
  • Matka: Irene, chłopka, pracownica dworu szlacheckiego, wilkołak - zmarła, brak opieki 
  • Opiekun: Edmund - właściciel sierocińca, później zaopiekował się nim Pole - członek gildii żeglarzy
  • Rodzeństwo: Brak 
Inne Informacje:
  • Nazwisko dobrał sobie, gdy straż poprosiła o wylegitymowanie,
  • Należał przez pewien czas do gildii skrytobójców, gildii złodziei oraz gildii żeglarzy, ale porzucił te fachy. 
  • Czasami używa nazwiska Firestone
  • Przez kilka tygodni był pomagierem łowcy bestii - Horacego Silenvistora, który nie znosił wilkołaków i wampirów. Horacy chciał, żeby chłopak zaciągnął się do gildii Łowców, ale ten go okłamał, mówiąc, że jego pra pra babka była magiem, choć on sam nie ma zdolności - w gildii Łowców robione są testy na obecność danych ukrytych zdolności, jeśli została jakakolwiek wykryta, ta osoba została zabijana (przed wykonaniem testów podpisuje się broszurkę, która do tego upoważnia)
  • Uwielbia wszystkie zwierzęta oprócz papug. 
  • Ma słabość do kotów, zwłaszcza rudych. Miał w swoim życiu już trzech rudych kocich towarzyszów: Rudego, Orysa i Lolitę.
  • Podczas pełni, zmienia się w wilkołaka, lecz na drugi dzień nie pamięta niczego.

Inne Zdjęcia:




Wszyscy chcą naszego szczęścia. Nie dajmy go sobie odebrać... 


Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com

wtorek, 2 sierpnia 2016

Od Arthura CD Ruki

Ciemnowłosy kiwnął lekko głową i usiadł na barowym krześle, opierając jedną piętę na poprzecznej belce siedziska, a drugą zostawiając na ziemi. Spojrzał na przeciętny i krwawiący policzek dziwacznego przybysza, jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Jedynie kącik ust powędrował w górę przez jego dziwaczne i spaczone myśli związane z biczem. Wyciągnął po woli dłoń w stronę barmana, kiwając dwa razy palcami; wskazującym i środkowym. Rzucił, odwracając się ostrożnie i schylając głowę, aby uniknąć zderzenia z przypadkowym krzesłem:
- Proszę whisky... I woreczek z lodem - odparł, spoglądając na opierającego się o stolik blondyna. - I kieliszek wódki...
Po chwili poczuł, jak coś gładkiego i odrobinę śliskiego wspina się po jego plecach. Arthura przeszły lekkie dreszcze, co za każdym razem się zdarzało, gdy Fatamorgana pojawiała się na jego plecach. Uśmiechnął się szerzej, od pewnego czasu przyglądając się kocim ruchom nowo poznanego chłopaka, chociaż w porównaniu do jego wieku nie był nawet embrionem. Podrapał delikatnie głowę białego węża, mówiąc cicho z lekkim akcentem flirtu:
- Witaj, skarbie.
Poruszyła delikatnie koniuszkiem ogona znajdującym się na jego brzuchu.
- Kolejna nieszczęsna ofiara...?
- A od razu nieszczęsna... Nie jestem aż tak podły...
- No no nie wiem - odparła. Prychnął.
Owinęła się wokół jego szyi i ześlizgnęła, bo nie można tego inaczej określić, po jego ręce na blat. Zapytał teatralnym tonem, łapiąc za naczynie z wódką i wstając:
- Kiedy okażesz mi ten zaszczyt i zjawisz się w mym życiu, Fatamorgano, życie ty moje?
- Jak mi się znudzi wykańczanie psychiczne księcia... Do zobaczenia, Alfie - odparła rozbawiona, chociaż jak zwykle chciała to ukryć.
Alfie kiwnął głową na pożegnanie i złapał jasnowłosego za ramię, wręczając mu spirytus.
Powiedział:
- Siadaj, skarbie. Odbijamy - zabrał pobliski kapelusz i ukłonił się, wyciągając rękę w dłoń.
Wskoczył na blat i uśmiechnął się. Przeskoczył na barki szerokiego mężczyzny i zakrył mu oczy dłońmi. Z ust dżinna wydobył się chichot, gdy zaczął kierować ciało wielkiego bufona, lekko go przyduszając nogami. Musiał jeszcze unikać ciężkich ciosów zmierzających na jego głowę, ale nie miał z tym problemu. Bawił się w slalom między stolikami, ale po jakimś czasie mu się to znudziło i przeskoczył na blat baru. Stali goście o przygarbionej, smętnej posturze nie zareagowali w żadnym stopniu na bójkę, nawet barmana to nie zainteresowało. Arthur Nathaniel Vigro ruszył między szklanymi pułapkami porozstawianymi na barze. Poczuł na swojej skórze nadchodzące widmo rzucanej broni i uchylił się, łapiąc ciężkie cholerstwo w dłoń. Było na tyle ciężkie iż pociągnęło go na podłogę za barem albo chciał sprawiać takie wrażenie. Wychylił odrobinę głowę i rozejrzał się. Uniósł w górę żelazną odrobinę barbarzyńską siekierę i rzucił nią w wielkiego mężczyznę wcześniej przez niego ujeżdżanego. Wbiła się w jego klatkę piersiową. Barczysty mężczyzna spojrzał w dół i dopiero wtedy padł na twarz, jeszcze głębiej wbijając w swoje byłe ciało ostrze. Alfik wspiął się na blat i usiadł. Wziął whisky i wyszczerzył gały, kręcąc w boki głową. Usłyszał pędzącego w jego stronę drugiego mężczyznę, który, jak się okazało, zajęty był przez jego wężową towarzyszkę - Morganę. Rzucił w niego opróżnioną przed chwilą szklanką. Zmienił się w swoją wężową formę i wyskoczył w namierzony przez niego punkt - tętnicę szyjną. Wbił się w jednym momencie, wpuszczając silną truciznę w krwiobieg białowłosego mężczyzny. Złapał go w ręce, zmieniwszy formę na ludzką. Położył na ziemi, która w jednej chwili przyjęła czerwony kolor. I wtedy, ci mający do tamtej pory wszystko gdzieś, się obruszyli. Wskoczył jednym susem na bar i zaczął się kłaniać w stronę wygwizdujących w jego stronę w większości ludzi. Powiedział z udawanym wzruszeniem:
- Oh, ah, takiej widowni każdy mi zapewne zazdrości! Tak się angażowaliście, że aż odebrało mi tchu! Ah, jakże dziękuję i jestem wdzięczny.
-... Ty skurkowańcu! Ukradłeś mi rozróbę tygodnia...
- Obiecuję, że jeszcze kiedyś wpadnę, niestety muszę już się pożegnać z tym dogonym towarzystwem...
-... I już tego nie pobiję! I nie o mnie będą opowiadać plotki - rzucił naburmuszony głos.
Ciemnowłosy zeskoczył z blatu i skierował się do blondyna.
- No to co? - przewiesił go przez ramię. - Idziesz ze mną, nie? 
I wyszedł, niosąc na plecach nowo poznanego chłopaka o nieznanym dla niego imieniu.
- Zatem, jasnowłosy, czy natura była łaskawa i nadała ci jakieś zacne imię?
Przemierzał ulice pokryte już szarawą poświatą, gdy sobie przypomniał.
- Zapomniałem lodu! Eh, nie wracamy...


< Ruki? Tak trochę "Pokemonie! Wybieram ciebie" pod koniec xD >


poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Od Rukiego CD Arthur

Ooooo, Ruki znów utrudnił sobie życie. Może powinnam napisać książkę? Nazwałam bym ją "Jak utrudnić swój żywot - poradnik na podstawie biografii Rukiego". Przepraszam, zapomniałam się przedstawić - jestem Emm, anioł stróż Kage. Ojć chłopaczyna nie wie jak postąpić! Siada na krześle i obraca... yyyy... jak mu było, a no tak!... Alfie! Chyba domyślam się czemu... Łydka "napastnika" wbijała mu się w ranę na brzuchu. Czyli kolejna koszula do spalenia *uśmiecha się jak głupia*. Mój podopieczny przekręcając głowę to w lewo to w prawo, zaczął przyglądać się nowo poznanemu osobnikowi pod względami, które tylko on rozumiał. Oparł ramię o blat, a na zaciśniętej dłoni położył głowę.
-I co ja mam z tobą zrobić? Zakładam, że łatwo nie odpuścisz- uśmiech na twarzy Arthura się pogłębił- Do domu cię nie wezmę, zostać tu nie mogę, za chwilę pojawią się kolejne kłopoty- zaklaskałam w dłonie, a drzwi jak na zawołanie wyleciały. 
-Ty pomylony, śmierdzący na kilometr, stary dziadzie wyłaź a nie się chowasz po spelunach. - Jakoś ja bym znalazła więcej epitetów.... W ogóle jakoś słabo tu się zapowiada... A tak jakby, zaprosić tu gang? Klasku, klask. Wylatuje ściana...
-Myślałeś, że uciekniesz? Nie ujdzie Ci sucho to co zrobiłeś!- Kage westchnął. Podniósł swą dłoń i przegryzł opuszek palca. Narysował krwią na blacie znak przysięgi, a następnie przyłożył palce do piesi ciemnowłosego i robiąc jedne z najbardziej maślanych oczków które widziałam, mówiąc: 
-Jeśli mnie puścisz to gdy z nimi skończę wrócę, tylko mnie puść- po dłużej chwili stał już wolny z wyciągniętym pejczem, a ja składając rączki jak do modlitwy zawołałam w przestrzeń:
-Sprawiedliwość zostanie wymierzona!


(Właśnie została na Ciebie ściągnięta klątwa Carmelkowa oblana czekoladą) 

Tłumacz