Przytuliłem dziewczynę i powiedziałem:
- Dziewczyno, nie ma co oczekiwać na śmierć, bo gdy jej chcemy ona nie nadchodzi... Żyję od ciebie znacznie dłużej i wiem co to jest czekać na śmierć, ale przez ten czas nauczyłem się, że życie jest znośne. Jesteś smarkaczem i nie możesz o czymś takim myśleć. Szkoda, że nikt mi tego nie powiedział jak byłem młodszy od ciebie i...
Przerwałem. Po chwili Nemidith wtuliła się w moją klatkę piersiową, objąłem ją mocno. Nie lubiłem gdy ktoś płacze, ale też nie potrafiłem tego kogoś pocieszyć. Po dłuższym czasie, gdy dziewczyna zaczęła się uspokajać, powiedziałem:
- Dobra, podniesiemy twój stan zdrowia, ale ja sam sobie nie poradzę. Wstawaj.- Spojrzała na mnie jak na idiotę. - Wiem, że mówiłem, że masz nie wstawać, ale teraz wstań.
Czerwonowłosa powoli się zbierała, a ja skoczyłem po jakąś małą, lecz grubą kurtkę, szalik i czapkę. Nemidith stała, a ja ją ubrałem, patrzyła na mnie dziwnie, a na mojej twarzy wyrosło coś, co miało przypominać uśmiech. Sam również się ubrałem. Przykucnąłem i powiedziałem:
- Wskakuj na barana, no chyba, że masz lęk wysokości to wezmę ciebie na ręce... Ale na pewno nie będziesz mi tam iść, za daleko. A idziemy do bardzo dobrej lekarki i znachorki, poradzi sobie z tobą, lecz mieszka na drugim końcu miasta...
< Nemidith? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz