Siedziałem w kuchni i jadłem śniadanie. Za oknem padał śnieg. Zresztą jak zwykle. Gdy już skończyłem, do kuchni weszła matka.
- Jake, pójdziesz do miasta zrobić zakupy? - zapytała. - Jestem zajęta, więc ja nie mogę.
- Dobrze - odparłem wstając.
Matka dała mi listę rzeczy do kupienia. Było tego trochę sporo. Poszedłem do przedpokoju ubrać buty i kurtkę. Miałem już wychodzić, gdy wtem zatrzymała mnie matka.
- Dzisiaj idziesz bez Galiusa - rzekła trochę chłodno.
- Czemu? - zapytałem zdziwiony.
- Wszędzie z nim chodzisz. Musisz się nauczyć samodzielności.
- Ale...
Matka spojrzała mi w oczy. Zestresowany od razu spuściłem głowę.
- Dobrze, mamo - powiedziałem niepewnie.
Kobieta uśmiechnęła się i wróciła do kuchni. Wyszedłem z domu i wolnym krokiem ruszyłem w stronę Ercken. Po drodze spotkałem Galiusa.
- Dokąd idziesz? - zapytał smok.
- Do miasta zrobić zakupy - odparłem.
- Idę się z tobą.
- Nie możesz, bo muszę nauczyć się samodzielności.
Wyminąlem smoka i ruszyłem dalej, już trochę szybciej. W oddali usłyszałem głos Galiusa:
- Powodzenia!
Przemierzałem zaśnieżony chodnik Ercken. Było mało ludzi, pewnie przez chłód. Nagle z bocznej uliczki wyszło dwóch mężczyzn. Widząc mnie podeszli bliżej i chwycili mnie za ramiona.
- Pójdziesz z nami - rzekł jeden z nich.
- Chyba pomyliliście mnie z kimś - odparłem niepewnie.
- Nie jesteśmy ślepi.
Po chwili mężczyzni zaczęli mnie ciągnąć. Starałem się jakoś wyrwać, ale nie mogłem. W pewnym momencie ręka jednego z nieznajomych zamarzła. Udało mi się wtedy jakimś cudem wyrwać. Zacząłem uciekać, ile sił miałem w nogach. Mężczyźni coś krzyknęli i pobiegli za mną. Z czasem obaj mnie doganiali. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę do jakiegoś ciemnego miejsca.
- Zostaw mnie! - krzyknąłem wystraszony.
Wtem nieznajomy zasłonił mi usta ręką i rzekł:
- Nie krzycz, bo nas jeszcze znajdą.
Od razu się uspokoiłem.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz