Uśmiechnęłam się i usłyszałam rozgniewana prychnięcia mego konia. Powiedziałam:
- Miło mi było mi Pana... Znaczy ciebie poznać, ale muszę już iść. Do widzenia, jak już znam życie...
Ruszyłam na zewnątrz i zobaczyłam jak ktoś próbuje ukraść mi konia. Powiedziałam:
- No co ty robisz?! Dlaczego kradniesz mi konia? Nic na nim nie zarobisz, zwiałby ci od razu... Chyba do reszty zwariowałeś! Ukradnij tamtego, dostaniesz odrobinę mniej od tego - Wskazałam konia obok. Mężczyzna był zszokowany i patrzył się na mnie. Zapytałam - Co się patrzysz? Chyżo, chyżo, bo z doświadczenia wiem, że właściciele takich koni szybko wychodzą z karczm.
Mężczyzna posłuchał mojej rady i zabrał się za konia, który był luźniej przywiązany niż mój. Już miałam wsiadać na konia i odjeżdżać, gdy przypomniałam sobie, że zostawiłam kapelusz. Ruszyłam z powrotem do środka i ruszyłam do swojego stolika. Jak zauważyłam ktoś się nim zainteresował. Tak zwana Lotka, dziewczyna, której nie znosiłam z wzajemnością. To było zupełnie jak z miłością - od pierwszego wejrzenia. Krzyknęłam:
- Te Lotka zostaw mój kapelusz!
- A gdzie jest podpis, że twój? - Zaczęła go oglądać z każdej strony.
Podeszłam do niej i złapałam za swój kapelusz. Powiedziałam, zaciskając zęby:
- Puśćże ten kapelusz.
- Eee... Nie.
- Bo pożałujesz, tak jak ostatnio.
- Jak dobrze pamiętam to gdy ostatnio miałyśmy bójkę to ja wygrałam.
- To masz kiepską pamięć tak jak tyłek.- Spojrzała na mnie morderczo i już się przymierzała by mnie walnąć, gdy Desmodor złapał jej wędrującą pięść w moją stronę i powiedział z lekkim uśmiechem:
- Drogie panie nie psujcie sobie tych pięknych buziek.
- Zamknij się!- Powiedziałyśmy jednocześnie. Gdy Latynoska lustrowała Desa od stóp do głów pociągnęłam mocno za kapelusz i ruszyłam pędem do drzwi. Złapałam za klamkę i zawisłam na niej, krzyknęłam na całą karczmę:
- Sayonara! I dzięki Des!
Wybiegłam z budynku i wskoczyłam na swojego konia. Pognałam do swojej tymczasowej siedziby...
< Desmo? Jak sobie radzisz tam z Lotką? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz