Ziemia pękła na pół. Ukazała się ziejąca ciemnością dziura. Trzymając pistolet w pogotowiu szedłem w dół. Wkraczam do niebezpiecznego świata - wszystko tu się może zdarzyć. Usłyszałem szelest po prawej stronie, a raczej dźwięk jakby ktoś jeździł pazurami po skale. Wolno się odwróciłem - już wiedziałem co tam zobaczę. Zgarbiony starzec o siwych włosach i pomarszczonej twarzy, ubrany w łachmany. Wyciągnął do mnie obie ręce, jakby witał starego przyjaciela, uśmiechnął się bezzębnymi ustami. Zaśmiałem się szyderczo, a oczy zabłyszczały mi w półmroku.
- Nie tym razem szujo! - wycedziłem, po czym podniosłem broń. Naciskając spust nie czułem współczucia. Huk wystrzału odbijał się echem od ścian jaskini. Starzec padł martwy. Podszedłem do ciała. Dobrotliwa twarz zaczęła zmieniać się w pokrytą łuską paszczę. Pokiwałem głową w zamyśleniu. W rzeczy samej - nie pomyliłem się i tym razem. Dotknąłem istoty czubkiem buta żeby upewnić się, że nie żyje. Usatysfakcjonowany wyszedłem na powierzchnię i zamknąłem przejście, pozostawiając wroga na pożarcie podziemnym stworzeniom. Rozejrzałem się jeszcze raz dla pewności, że nikt nie widział co tutaj zaszło. Nie zauważyłem nic podejrzanego, więc ruszyłem w stronę miasta. Wolnym krokiem przemierzałem pagórki i doliny, jak zwykle w otoczeniu stada srok. Biało-czarne ptaki śmigały nad moją głową skrzecząc co chwilę. Słońce już zachodziło za drzewami, gdy dotarłem na skraj jeziora oddzielającego las od zachodnich rubieży. Zapalając papierosa wkroczyłem na osiedle, ruszając w stronę centrum. Nie musiałem się zbytnio przejmować samochodami - było pusto, miasto wydawało się być opuszczone. Wydmuchując chmurę dymu, zauważyłem kątem oka jakąś osobę. Szła za mną w idealnej odległości dziesięciu metrów, tym samym tempem i bardzo cicho. Umyślnie zwolniłem. Postać zrobiło to prawie równocześnie ze mną. Więc nie mamy do czynienia z amatorem. Kładąc rękę na kaburze, zatrzymałem się, ciekawy jak on (bądź ona) zareaguje. Usłyszałem szuranie butów i niezdecydowany krok - nie spodziewał się tego. Odwróciłem się wolno. Uniosłem brew starając się ukryć zdziwienie. Stała tam dziewczyna...
- Pardon! Racz wybaczyć piękna niewiasto. Nie pomyślałem... - skłoniłem się wytwornie.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz