Zaśmiałem się i spojrzałem na czerwoną dziewczynę. Zakryła twarz włosami i wyrwała dłoń z mojego uścisku. Wiedziałem, że coś się stało. Zaczęła uciekać, zapominając o zwichniętej nodze, dlatego po chwili się przewróciła. Pobiegłem za nią i złapałem jej dłoń, pytając i marszcząc czoło:
- Nic ci się nie stało, Nemidith?... Dlaczego uciekłaś? Nie zrobię ci nic złego albo przynajmniej się postaram.
Spojrzałem na nogę i zmartwiłem się, jeszcze bardziej marszcząc skórę na czole. Kostka zrobiła się sina. Wstałem i wyciągnąłem spodnie najniższej i najchudszej kobiety stąd, niestety i tak były za duże. Ustabilizowałem jej nogę i powiedziałem:
- Wskakuj na barana, bo inaczej będę cię nieść, a to może się kiepsko skończyć.
Westchnąłem i po chwili ruszyłem ulicami w stronę domu lekarza. Ludzie patrzyli na nas, uśmiechając się szeroko, jakby dając nam błogosławieństwo czy coś w tym rodzaju. Po chwili znalazłem się przed dużym domem i zadzwoniłem dwa razy. Otworzył mi pan domu, czyli lekarz. Znał mnie dość dobrze, był przyjacielem moich rodziców, a przynajmniej ludzi, którzy podawali, że nimi są. Rzucił wzrokiem na dziewczynę, a ja wskazałem mu kostkę. Kiwnął głową i wpuścił do środka. Ruszyłem do jego gabinetu gdzie przeprowadzał badania i postawiłem Nemi na łóżku. Düsserldorf, czyli ten lekarz zbadał kostkę i cmoknął niezadowolony ustami. Zapytał chłodnym tonem:
- Dlaczego ta kostka jest w takim złym stanie? - Skierował pytanie do mnie, ignorując przy tym czerwonowłosą.
- Nie moja wina, że ona ode mnie ucieka.
- Właśnie, że twoja - Odparł, wyprowadzając mnie z pokoju. Powiedział - Nie musisz być takim dupkiem, nie powinieneś traktować ludzi jak zabawki, Will.
- Skąd ta pewność, że traktuję ją jak zabawkę? - Syknąłem.- A i mów na mnie Smile, Will to przeszłość, nie ma go. Umarł dawno, był tylko wymysłem moich "rodziców", którzy nie interesują się swoim synalkiem, a niby go tak mocno kochali.
- Jest, tylko ty nie chcesz go dopuścić do słowa, zachowujesz się jak...
- No, jak? Jak dziwkarz? No, masz rację, mieszkam w burdelu, więc raczej, że jestem dziwkarzem... Przyszedłem tylko po to byś jej pomógł, a nie po to, by słuchać twoich kazań. Zapłacę ci.
- Nie musisz - Zaczął protestować.
- Zapłacę i koniec kropka.
Westchnął i ruszył do gabinetu, aby zająć się młodzikiem. Wszedłem i usiadłem na fotelu, patrząc przed siebie. Po chwili wręczył mi listę rzeczy, które mam zakupić oraz co mam robić. Podziękowałem i wziąłem dziewczynę na barki. Wyszedłem bez słowa pożegnania. Zapytałem po pewnym czasie:
- Młoda, nie uciekaj, bo dłużej się ze mną pomęczysz, a wtedy nie ręczę, że się we mnie nie zakochasz...
< Nemi> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz