- Spokojnie, wiesz dobrze, że nawet stado takich lafirynd mnie od was
nie odciągnie. - czule pocałowałem ją w czubek głowy. Baba prychnęła
wściekle, próbując przyczepić się do mojej drugiej ręki. Już trochę
rozdrażniony lekko odepchnąłem ja niedbałym ruchem ręki, spoglądając na
nią złowrogo.
Chyba zrezygnowała. Oddaliła się szybkim krokiem. Gdy była dość daleko,
westchnąłem z ulgą. Mogła jednak jeszcze gdzieś podgladać...
Nachyliłem się nad uchem Morgany.
- Chodźmy stąd, może się wciąż na nas gapić... - udałem, że poprawiam jej włosy.
- Chodź, skarbie, czas do domu. - powiedziałem głośno i jak najszybciej opuściliśmy uliczkę.
Gdy byłem pewny, że już nas nie widzi, odetchnąłem i zaśmiałem się krótko.
- Dziewczyno, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. Ratujesz
mnie! - jeszcze raz delikatnie ją uścisnąłem. - I przepraszam za tamto,
ale inaczej mogła nie uwierzyć... - puściłem ja i zażenowany
przerzuciłem sobie włosy z ramienia na plecy.
< Morgana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz