Zaczęliśmy przechadzać się po parku, rozmawiając. Musiałem przyznać, że rzadko rozmawiałem z kimś od tak, po prostu. Luźna, przyjemna rozmowa.
No ale, a moim szczęściem, coś musiało oczywiście się spieprzyć.
Zobaczyłem, jak z naprzeciwka nadbiega właściciel nielegalnej areny do walk. Bez żadnych wstępów wyrzucił:
- Jak mogłeś tak po prostu zwiać? Miałeś mi odpowiedzieć, czy będziesz dla mnie pracował! - wysapał, najwyraźniej zdyszany. Westchnąłem zrezygnowany.
- To ja ci jeszcze nie mówiłem, że dla nikogo nie pracuję? - zaśmiałem się krótko.
- Dobrze to przemyśl... - dodał ostrym tonem. Co, teraz ma zamiar mi grozić? - Wiesz, że jeśli...
- Chłopie, nie wysilaj się, bo i tak nic ci to nie da. Nie przestraszysz mnie. No już, spadaj. - wymownie machnąłem na niego ręką. Odwrócił się na pięcie i z wściekłym mamrotaniem się oddalił.
- Przepraszam, trochę głupia sytuacja... - zaśmiałem się zażenowany, tłumacząc się dziewczynie.
< Morgana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz