Spojrzałem na jej piękne białe skrzydła. Kiedyś miałem podobne. Nie zazdrosiłem jej, już przywykłem do tego, że spotykam anioły. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Miałem kiedyś podobne. Ale niestety są teraz takie. - Odwróciłem się, ukazując swoje czarne, nierówne i poniszczone skrzydła. Wyprostowałem delikatnie swoje skrzydła i zatrzepotałem nimi. Powiedziałem:
- Będę musiał później trochę polatać. Jeśli będziesz miała czas i ochotę to możesz iść ze mną, raźniej jest latać z kimś. - Wziąłem z torby swój sweter i założyłem go, ukrywając skrzydła, których na razie nie mogłem schować. Były na tyle małe, że idealnie przyległy do moich pleców i mało kto by pomyślał, że chowam tam skrzydła. Serenity schowała swoje i wyszliśmy z zaplecza. Usiadłem na wolnym krześle i zjadłem jeszcze kilka małych kawałków. Serenity poszła jeszcze trochę pomóc, ale po chwili przyszła i usiadła naprzeciw mnie. Zapytałem:
- To co, polatasz ze mną? Nie zmuszam, ani nie nalegam...
< Serenity? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz