Od razu zorientowałem się kto to. To właśnie ten mężczyzna zepchnął mnie z dachu. Czyli jej ojciec, tak?
Nie postarał się. Jeszcze żyję.
- Wiesz, Nicholas, czasem naprawde mam ochotę zostawić cię na śmierć. -
Remy wydawał się być zajęty. Widziałem kątem oka, że nie oddał mi ręki. I
jak zwykle mówił ci myślał.
Ojciec Any zaczął coś mówić. Nie słuchałem go. Może się dzięki temu wkurzy i mnie dobije? Warto spróbować.
Na moment straciłem kontakt z rzeczywistością. Odzyskałem go, gdy Remy wbił mi igłę w kark. Syknąłem.
- No, młody, słuchaj, jak cię ktoś chrzani! - poklepał mnie własną ręką po ramieniu.
- Zamknij się i weź mnie dobij. - warknąłem.
< Ana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz