
Po chwili przyparłem fioletowowłosego do kory drzewa, spojrzałem na niego i po chwili pocałowałem go dość delikatnie. Przejechałem po jego boku, czując jak go to łaskocze. Przerwałem tak szybko, jak zacząłem, stwierdzając, że nie ma to sensu, gdy jest on w formie trytona. Posadziłem go na ziemi i zacząłem się rozglądać. Ujrzałem przy jeziorze łódkę i mając przeczucie, że mogę znaleźć tam linę, wstałem. Ruszyłem w jej stronę i rozejrzałem się. Uśmiechnąłem się lekko, gdy okazało się, że miałem rację. Wziąłem ją i odwróciłem się w stronę Leo, który czołgał się w stronę wody. Podbiegłem i podniosłem Leosia jedną ręką i przyszpiliłem go do drzewa. Uśmiechając się, powiedziałem:
- Nie ma, skarbie. Mogłeś przystać na propozycję zamiany ról w naszym związku.
Puściłem mu oczko i przywiązałem go do kory. Usiadłem koło niego i przymknąłem oczy czekając aż wyschnie. On jednak nie dał mi spokoju i chlastał po mojej twarzy ogonem. Spojrzałem na niego pytająco, a on powiedział:
- Wypuść mnie.
Pokręciłem przecząco głową z uśmieszkiem na ustach. Wiedziałem, że szybko wyschnie, bo było ciepło i słonecznie. Po pewnym czasie spojrzałem na niego i okazał się być such. Wstałem i przylgnąłem do niego, całując jego szyję. Zacząłem robić mu malinkę na złączeniu ramienia i szyi. Zapytał, gdy zakończyłem robienie czerwonego śladu:
- Nie odwiążesz mnie?
- Odwiązałbym, ale wiem, że mi zwiejesz, a nie chcę mi się czekać dłużej.
Przygryzłem wargę, spoglądając na jego klatkę piersiową. Szybko się opamiętałem i zabrałem do pracy...
< Leoś? *pada na kolana i błaga o wybaczenie* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz