Przyjrzałem się uważnie jeszcze zielonym koroną drzew, po chwili śmignęło coś białego między drzewami. Poczułem zapach nieba, a nie była to Serenity. Miałem złe przeczucie. Rozejrzałem się po okolicy, a po chwili zwróciłem wzrok w stronę, gdzie wcześniej była biała plama. Gwałtownie zza liści wyleciał blondyn, który był aniołem wiedziałem kto to. Nie zauważył mnie, ani dziewczyny, więc wykorzystałem tą okazję, by nie ujawnić się Azraelowi. Położyłem dłoń na jej ustach, uniemożliwiając jej krzyk, ani jakikolwiek dźwięk. Pociągnąłem ją w dół, łapiąc dziewczynę w talii i starając się unikać wystających gałęzi. Po chwili wylądowałem na ziemi i odwróciłem ją w swoją stronę, nadal trzymając dłoń na jej ustach. Powiedziałem szeptem:
- Puszczę cię, tylko nie krzycz, bardzo mi na tym zależy. - Zabrałem dłoń i zacząłem wyjaśniać - On nie może mnie znaleźć, jeśli tak będzie to będzie po mnie. Przez niego wyrzucono mnie z nieba... Ja idę, mam złe przeczucia co do niego, tobie nic nie zrobi, przynajmniej nie powinien.
Ruszyłem w stronę miasta, które nie było aż tak daleko...
< Serenity? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz