środa, 13 stycznia 2016

Od Victorii CD Shu

- Czemu miałam tu przyjść? - zapytałam.
Clark mi wyjaśnił. Spojrzałam na niego jak na debila.
- Nie musiał, naprawdę - powiedziałam. - Mogę medytować na dywanie... no i jestem wyspana - odparłam, wychodząc z pokoju, trzymając jedną ze swoich ksiąg.
Wyszłam na dwór.
-Słonie - mruknęłam.
Mimo, że nie byłam wampirem, nie przepadałam za słońcem i słonecznymi dniami. Wolałam jak jest ciemno, lub pochmurno. Z resztą moja skóra miała w sobie mało melaniny i nie opalałam się. Zawsze byłam blada.
Usłyszałam rżenie, a po chwili wylądował przede mną pegaz.
Poszłyśmy razem pod drzewo, które dawało dużo cienia.
Otworzyłam księgę magiczną, na rozdziale który ostatnio przerabiałam. Rośliny lecznicze - wywary.
- Opium... wybierzemy się na przejażdżkę?

***

Wybrałyśmy się do lasu, który był dalej na północ, kilkadziesiąt kilometrów za wioską. Podróż trwała prawie dwie godziny.
Spędziłam w nim godzinę... potem kolejne dwie w drodze powrotnej.
Było południe, gdy znów byłam pod rezydencją.
- Gdzie panienka była? - zapytał Clark, nalewając mi herbaty na zacienionym tarasie - altance.
- Odrabiałam pracę domową - odparłam, kładąc księgę na stoliku, wraz z saszetkami z liśćmi, korzeniami, łodygami roślin...
- Mogłaby panienka odespać... Shu obudzi się wieczorem, może chciałby spędzić z panienką kilka godzin nocnych.
Westchnęłam.
- Jeśli będę zmęczona podaj mi sok z granatu, dobrze?
- Jak sobie życzysz - odparł i odszedł.
Opium wypiła mi herbatę, której i tak nie zamierzałam pić.



Shu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tłumacz