Wciąż spoglądałam przez okno. Powoli wszystko do mnie wracało. Musiałam znów zacząć się kontrolować...
Sięgnęłam do sakiewki. Wyciągnęłam z niej bransolete. Miałam ją, odkąd byłam mała. To miało mi pomagać...
Nasunęłam ją na lewy nadgarstek. Ustawiłam ją we właściwej pozycji i wzięłam do ręki kolejny fragment przedmiotu. Były nim igły.
Przez moment się wahałam. Już od roku nie miałam potrzeby używania tego. Ale... Muszę.
Powoli wbijałam igły w odpowiednie otwory w bransolecie. Ciepły ból sprawiał, że palce zaczynały mi drżeć. Obręcz ciasno przylegała do skóry, lecz i tak cienki strumyczek krwi spłynął mi wzdłuż ramienia. Starłam ją palcami.
Wszystkie igły były na swoich miejscach. Miały zostać tam, póki mogły. Jak dotychczas zawsze kończyło się to zakażeniem. Trwało to parę dni...
Rin wrócił do pokoju. Podszedł do mnie. Widocznie chciał coś powiedzieć, lecz spojrzał na moją opartą o parapet rękę, na której miałam bransolete. Zauważył też rdzawy ślad...
Chwycił mnie za przedramie.
- Co to ma być? - nie potrafiłam określić tonu jego głosu.
- Nic. - odpowiedziałam cicho.
< Rin? Będzie ochrzan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz