Chyba... się pochorował. I to chyba przeze mnie. Grrr.
Przebrałam się w łazience i przeszukałam sakiewki przy moim pasku. Znalazłam coś, co potrafiło całkowicie wyleczyć lub zapobiec przeziębieniu.
Bez pytania poszłam do kuchni. Było jeszcze trochę gorącej wody, wzięłam kubek i przyrządziłam napój. Postawiłam go przed nim. Cały czas śledził mnie wzrokiem z tak jakby lekko zaskoczonym wyrazem twarzy.
No przecież nie będe siedziała w takiej sytuacji jak pasożyt!
Jego wzrok prawie doprowadził mnie do śmiechu, gdy jeszcze mu przytargałam gdzieś znaleziony koc.
Wciąż jednak nie wypił naparu. Gdy oświadczyłam mu, że to pomoże, jakoś się za to zabrał.
Zapomniałam mu jedynie powiedzieć, że może też to trochę działać nasennie...
Tak więc już krótko potem spał na kanapie, a ja usadowiłam się na parapecie. Deszcz zmienił się w śnieg. Białe płatki wirowały po niebie, a mi przypomniał się jeden z moich lepszych dni.
Gdy jeszcze... Moje życie było proste i łatwe. Gdy siedziała ze mną moja ukochana, stara opiekunka, ucząc mnie kolejnej piosenki...
Prawie bez udziału woli, mój mózg wyłowił ze swoich zakamarków słowa tej pieśni. Zaczęłam cichutko nucić, co powoli przemieniało się w ledwo słyszalny śpiew
Dark the stars and dark the moon.
Hush the night and the morning loon.
Tell the horses and beat on your drum.
Gone their master, gone their son.
Dark the oceans, dark the sky.
Hush the whales and the ocean tide.
Tell the salt marsh and beat on your drum.
Gone their master, gone their son.
Dark to light and light to dark.
Three black carriages, three white carts.
What brings us together is what pulls us apart.
Gone our brother, gone our home.
Hush the whales and the ocean tide.
Tell the salt marsh and beat on your drum.
Gone their master, gone their son.
Gdy skończyłam i moje zmysły wyrwały się z czaru przeszłości, poczułam na sobie czyjś wzrok.
No tak, jego wzrok. Najwyraźniej jedynie uciął sobie drzemkę.
Wciąż wpatrywałam się w śnieg za oknem...
< Rin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz