Odeszła niosąc zwłoki zmarłej kobiety. ''Płomień świecy nie może żyć bez tlenu ... póki dni przeminą będziemy sobie przeznaczeni...''. Przypomniałem sobie kawałek popularnego wierszyka towarzyszącego zakładom. Mężczyzna dla zabawy oświadczał się dziewczynie, a jeśli się rozeszli musiał płacić. ''Na zawsze razem, w nocy i za dnia ... a gdy wzejdzie słońce...''. Rozmyślania przerwał mi przejmujący szloch. W kącie kuliła się dziewczynka, ubrana w łachmany, z twarzyczką brudną od kurzu i sadzy. Nawet demonowi zdarza się chwila słabości, a ja... Ja nie znoszę widoku nędzy i rozpaczy. Po prostu nie mogę na coś takiego patrzeć...
Podszedłem do niej ostrożnie starając się nie przestraszyć dziecka.
- Hej mała. Co tu robisz? - szepnąłem łagodnie łapiąc ją za maleńką rączkę. Była sina, pazurki brudne i zaniedbane.
- No? Nie wyglądasz dobrze. - mówiłem dalej uspokajająco. Dziewczynka kiwnęła główką.
- Chodź. Coś poradzimy. - chwyciłem ją pod plecy i zaniosłem do stojącej nieopodal dorożki.
- Do mnie, migiem. - wydałem stanowczo polecenie rzucając woźnicy złotą monetę.
<Emmo? Wybacz spóźnienie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz