Mruknęłam zamyślona:
- Rozumiem...
Chciałam jeszcze o coś spytać jednak spoglądając w ciemniejący nieboskłon zdałam sobie sprawę, z tego, że zbyt dużo czasu już tu spędziłam. Musiałam tu spędzić ze trzy godziny, albo i więcej. Zrobiłam wielkie oczy. W domu czeka mnie ochrzan, jak nic.
- Przepraszam, ale muszę już iść. To cześć! - krzyknęłam na pożegnanie.
Czym prędzej pognałam w stronę wyjścia, mając deskę w ręce. Kiedy dotarłam do ulicy zaczęłam na niej jechać, by choć minimalnie przyspieszyć powrót do domu. Po niecałych dziesięciu minutach znalazłam się przed ciemnobrązową bramą. Chwyciłam deskę w rękę i przekroczyłam furtkę. Na powitanie usłyszałam krzyk matki dochodzący z pokoju rodziców, jednakże szybko zbliżający się w moją stronę:
- Co ty sobie wyobrażasz?! Wychodzisz z domu i nie raczysz nikogo poinformować o tym gdzie się wybierasz i kiedy wrócisz. Jeszcze raz coś takiego..! - zaczęła się wydzierać, a ja stałam w holu starając się nie wybuchnąć i ją ignorować. Po chwili mruknęłam tylko na potwierdzenie jakiś jej słów i skierowałam się do mojego pokoju na pierwszym piętrze.
Usłyszałam jeszcze jak ojczym mówi, że jutro wieczorem ma przyjechać do nas jego matka - babcia Resia - jak na nią wołałam gdy byłam jeszcze młoda i miałam inny światopogląd. Gwałtownie otworzyłam drzwi pokoju i zbiegłam zdenerwowana po schodach.
***
Siedziałam na parapecie w moim pokoju próbując ochłonąć po sprzeczce. Babcia miała spędzić u nas tydzień. Oszaleję w tym czasie. To wręcz pewne. Chociaż... skoro jak dotąd jestem w miarę normalna to może i to dam radę znieść. Resilla, jak brzmi jej pełne imię, rzadko zapowiada nam swoje wizyty. Zazwyczaj nagle się pojawia i zostaje jak długo zechce. Pochodzi z dużej rodziny o bogatych korzeniach dlatego też bardzo ceni sobie tradycję. Uwielbia dzieci, jednak jeszcze bardziej kocha być swatką. Uważa, że za mąż powinny być wydawane już dwunastoletnie dziewczyny. Jakimś żartem jest natomiast, że moja matka zdaje się coraz bardziej przejmować jej poglądy. Staje się też coraz bardziej podoba do swojego męża, który bardzo przypomina z charakteru Babunię. Mają praktycznie takie same poglądy i obydwoje od kiedy tylko pamiętam, zawsze szydzili z innych ras niż ludzkiej. Moje geny zawsze były przemilczane. Próbowano zatuszować moje pochodzenie, jakby wstydzili się mojego daru. Tego jednego, o którym wiedzieli. O wizjach nigdy się nie dowiedzieli. Nie lubiłam rozmawiać o tych snach. Zawsze było w nich coś przerażającego. Potrafiłam odróżnić je od zwyczajnych koszmarów. Te wizje były realniejsze.
Kiedy babcia przyjedzie znowu się zacznie... Ciągle będzie gadala o zamążpójściu i bachorach. Razem z matką będzie próbowała mnie namówić żebym znalazła sobie wreszcie faceta. Rodzice myślą, że tym razem im się uda...
Wyglądając przez okno na gwiazdy i półksiężyc przypomniałam sobie park i chłopaka, którego tam dzisiaj spotkałam. Auri... Nie wiem czemu ale skojarzył mi się z książką, którą kiedyś czytałam. Zdarzenia toczyły się na planecie zwanej Ziemią, gdzie oprócz zwierząt i roślin żyli tylko zwykli ludzie. Mieli różne barwy skóry, ale nie istniały u nich wampiry, wilkołaki, magowie czy jakiejkolwiek inne gatunki. Tylko człowiek. Ich technologia była rozwinięta bardziej od naszej. Za przyciśnięciem jednego guzika mogli zniszczyć sporą część swojego świata, używając czegoś, co w książce zostało nazwane bombą atomową. Sama nie wiem czemu w ogóle pomyślałam o chłopaku. Czasem tak miałam, że wspominałam osoby, które spotkałam w ciągu całego dnia, jenak zwykle po prostu o nich zapominałam.
< Słoneczko? ^^ A co tam u Auri'ego? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz