Po kupieniu sobie śniadania i kubka czegoś gorącego do picia znowu siedziałem w parku. Najpierw tylko rzucałem ptakom okruszki, ale po kilku chwilach cała ławka na której siedziałem pełna była małych pierzastych stworzeń. Kilka z nich usiadło nawet na mojej głowie, na szczęście nie zostawiały na mnie żadnych "plamek".
Jakoś tak, zwierzęta nigdy się sie mnie nie bały. Nawet gdy ktoś chciał poszczuć mnie psem kończyło się na tym, że pies biegł do mnie merdając ogonem.
Nagle kichnąłem. Ptaszarnia nawet nie drgnęła, ale od ich głośnego świergotania aż bolały uszy.
Zdjąłem maskę i położyłem ją sobie na kolanach. Zacząłem gwizdać, na tyle na ile pozwalało mi na to drapanie w gardle. Ludzie odwracali się i spoglądali na mnie z niedowierzaniem.
Nagle kolejny ptak wylądował na moim kapeluszu, przez co nakrycie głowy przechyliło się i spadło na ławkę obok. Zaśmiałem się cicho.
Jakoś tak, zwierzęta nigdy się sie mnie nie bały. Nawet gdy ktoś chciał poszczuć mnie psem kończyło się na tym, że pies biegł do mnie merdając ogonem.
Nagle kichnąłem. Ptaszarnia nawet nie drgnęła, ale od ich głośnego świergotania aż bolały uszy.
Zdjąłem maskę i położyłem ją sobie na kolanach. Zacząłem gwizdać, na tyle na ile pozwalało mi na to drapanie w gardle. Ludzie odwracali się i spoglądali na mnie z niedowierzaniem.
Nagle kolejny ptak wylądował na moim kapeluszu, przez co nakrycie głowy przechyliło się i spadło na ławkę obok. Zaśmiałem się cicho.
< Haraa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz