Dziś rano dobiliśmy do brzegów da Vergen. Chłopcy poszli po zapasy i trochę się zabawić, a ja zostałam pilnować naszej łajby. Jakoś nie miałam dziś ochoty odrzucać zalotów nachalnych, zapijaczonych typów, którzy będą się ekscytować elfim kształtem moich uszu. Wyszłam na pokład wdychając chłodne morskie powietrze pachnące solą i wodorostami. Liny, które trzymały okręt w miejscu zwisały spokojnie, a dziób tkwił głęboko zaryty w piasku. Tyle razy mówię im, żeby delikatniej wpływali w zatokę, ale to w końcu nie moja sprawa oni będą pchać, ewentualnie wyjęczą, żebym przywołała węża. Postąpiłam kilka kroków po lśniącym pokładzie.Nie czując niemal wcale uderzeń fal obijających się o burty było mi nieco nieswojo. Przeszłam na rufę wpatrując się w swoje trzewiki i słuchając ich miarowego stukotu. Specjalnie nosiłam ciężkie buty, żeby wydawać się bardziej niezdarną, a przy okazji nie zdradzać nie do końca ludzkiego pochodzenia. Weszłam na podwyższenie wywołując popłoch u chłopaka siedzącego za sterem.
- Janez !? Dlaczego nie jesteś z innymi?
- Pani Argo - Zerwał się gwałtownie i zasalutował. W roztargnieniu rozsypał wszystko co trzymał do tej pory na kolanach. Na deski posypała się kaskada kartek i ołówków. - Ja... ja, przepraszam
Uśmiechnęłam się pogodnie.
- Za co mnie przepraszasz?
- Bo, może pani... no chciała zostać sama, ale ja będę naprawdę cichutko, jak myszka... bo, no mam słabą głowę i powiedziałem, że popilnuje statku
- Nie ufasz mi - podeszłam blisko podpierając się pod boki - sądzisz, że nie poradzę sobie sama i potrzebuję twojej pomocy
Musiał czuć już na szyi mój gorący oddech. Głośno przełknął ślinę. Klepnęłam go mocno w ramię, tak że aż się za krztusił.
- Na razie to tobie marnie idzie - zerknęłam na porozrzucane przedmioty - ale nie mam ci tego za złe, ale na przyszłość staraj się wymyślać bardziej przekonywujące i mniej kłopotliwe kłamstwa
- Tak jest kapitanie! - zawołał salutując. Uśmiechnęłam się i zeszłam do siebie, żeby go dalej nie peszyć... w końcu i tak poczerwieniał jak piec hutniczy. Opadłam na fotel i zapatrzyłam się na wody zatoczki. Co jakiś czas z rozchwianej tafli wyskakiwały delfiny rozsypując wokół siebie roziskrzone krople. Słońce przeświecało teraz pięknie sponad gór i ciepły blask wlewał się do mojego apartamentu. Mogłam go czuć na swojej twarzy. Zmrużyłam oczy z zadowoleniem i chwyciłam harfę, by trochę na niej pobrzdąkać. Nie wiem jak długo trwało nim z zewnątrz dobiegły mnie podniesione głosy mojej kompani. Drzwi do mojego apartamentu trzasnęły i od razu zorientowałam się, że jako pierwszy wkroczył Basza. Tylko on lubił takie mocne wejścia. Nie odwróciłam się szukając właściwych słów by zbesztać go za takie zachowanie. Za nim z rozmysłem wszedł Smile. Odgadłam też, że dalej weszli Remik i Lupus. Wreszcie do pokoju wcisnął się też Janez. Słyszałam za sobą ich ciężkie oddechy.
- O co chodzi?! - mruknęłam nadal siedząc tyłem, a sobą usłyszałam donośne plaśnięcie i coś ciężkiego opadło na pokład.
- Uważaj, trochę - wrzasnął upuszczony na ziemię ładunek.
- Co ja mówiłem o odzywaniu się niepytanym... wytnę ci ten jęzor jak nim będziesz kłapał bez potrzeby - wtrącił się Smile.
- No - mruknął Basza, jak zawsze rozmowny.
- Chłopcy! Dlaczego mi nie mówicie, że mamy gości... - odwróciłam się na krześle starając się przybrać, jak najbardziej obojętny wyraz twarzy. - Czyli albo będziemy mieć przydatne informacje, albo rekiny będą miały wyżerkę
Uśmiechnęłam się. Nadal bardzo słabo widziałam pojmanego, bo leżał gdzieś za moim biurkiem.
- A skąd go macie?!
- Bo... bo... - zaczął Janez - Ja... ja... pilnowałem i... znaczy okrętu... nie żebym nie ufał
- Czy może mi ktoś odpowiedzieć krótko i rzeczowo? - zawołałam wstając i mocno opierając się o blat.
- Kręcił się koło statku
- No, to pięknie... zechcesz nam się przedstawić miły gościu... dobrze, by było wiedzieć, co kazać w razie czego wyryć ci na nagrobku
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz