- Uważaj! - warknęłam do koto podobnej istoty stojącej przede mną. Chyba nie do końca mogła mnie dostrzec, jako ze świecące zza moich pleców słońce zmuszało ją do zmrużenia powiek. Początkowo zaskoczona moim nagłym pojawieniem się dziewczyna teraz uśmiechnęła się pod nosem kpiąco i znów pochyliła się zbierając z ziemi porozrzucane złote przedmioty ze zręcznością pirata.
- Nie radzę ci tego robić - powiedziałam szukając dłonią rękojeści szpady.
- A kto mi zabroni? Ty? - wykrzywiła wargi w geście zupełnej pogardy.
Uśmiechnęłam się uprzejmie przeżuwając piękną wiązankę, jaką miałam ochotę ją obdarować, która choć oczywiście pozbawiona wulgaryzmów raczej nie należała do pochlebnych. Może bym dała sobie spokój, może bym odeszła, ale chyba dość już trupów miałam na dziś i nie miałam najmniejszej ochoty, by nieznajoma dołączyła do ich grona. Przejechałam palcem po zimnym metalu upewniając się, że ma jakąś asekurację. Chwilę jeszcze przyglądałam się złodziejce, aż wreszcie przygniotłam nogą jej rękę, którą zamierzał chwycić złotą bransoletę z rubinami zmuszając do podniesienia wzroku.
- Sądzę, że nawet istota tak pozbawiona obycia, jak ty, słyszała co nieco o smokach... nie wiesz, że na skarbie smoka ciąży klątwa?
- Cóż jednego paszczura tu widzę, ale to chyba nie smok, ewentualnie jakiś wypalony.
Znów ukryłam się za maską bezbrzeżnej cierpliwości, choć wewnątrz mnie właśnie wybuchał wulkan.
- Może smocze klątwy cię nie obchodzą...
- Smok odleciał pewnie zabrał swoje czary ze sobą - wtrąciła
Zaśmiałam się rozbawiona naiwnością tego tłumaczenia i beztroską w jakiej odczytywałam podobieństwo do mnie samej, kiedy jeszcze nie wiedziałam jaką cenę ma życie, co nie oznaczało bym teraz tak bardzo od tego ideału odeszła.
- A co powiesz o magii, która zabiła tego smoka - wskazałam palcem truchło pod ścianą. Z gospodarza uroczej jaskini postał tylko wysuszony szkielet i sterta łusek w niektórych krajach służących za ceniony materiał piśmienniczy. Odczekałam chwilę by podnieść napięcie i dokończyłam - a co sądzisz o magii która zabiła te krasnoludy?
Poczułam jak samej mi robi się nie dobrze. Nie wiedziałam kto właściwie był odpowiedzialny za rzeź, ale nie był to na pewno smok. Dziewczyna zamarła na chwilę, ale zaraz potem odzyskując dawny animusz podparła się pod boki i zerknęła na mnie wyzywająco:
- A jaką mam gwarancję, że kiedy sobie pójdę nie zabierzesz tego wszystkiego dla siebie
- Żadnej, a może raczej równą temu że nie będzie to twój ostatni skok w życiu… choć może się kaoś dogadamy. Sądzę, że to robota bandy antydekretowej, albo sprawnego maga, ale jeśli uda nam się udowodnić to pierwsze możesz bez obaw zabrać sobie skarb i zmienić się w smoka… bo takie jest podobno działanie gadziego złota
- Nie wierze w bajki
- A ja w umowy, ale wyjątek potwierdza regułę. To jak będzie?
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo przy wejściu rozległy się przyciszone głosy sugerujące, że ktoś jednak oprócz nas wie o tym miejscu i prawdopodobnie sam był jego autorem. Pociągnęłam lisią pannę za sobą wciskając w skalną wnękę.
- Mam nadzieję ze nie masz klaustrofobii – szepnęłam i wsunęłam się za nią.
Mężczyźni weszli do wnętrza i zaczęli przyglądać się rozkopanemu stosikowi, jakby czuli, że coś nie gra. Był z nimi też pies, który w niepokojący sposób zaczął węszyć w powietrzu. Lis… wyczuł lisa. Wysunęłam się z jamy i zaczęłam powoli podchodzić do niego. Zwierzak warknął i natychmiast oczy czterech mężczyzn zwróciły się na mnie.
- Spokojnie – powiedziałam uśmiechając się rozbrajająco – ja tylko tak sobie zwiedzam.
Najwyraźniej wątpiąc w moje dobre intencje rzuci li się na mnie razem z tym zapchlonym kundlem. Mimo wszystko miałam sentyment do psiaków i miałam ochotę puścić go wolno więc tylko odskakiwałam co jakiś czas by uniknąć jego kłów. Wreszcie przybiłam nożem wyszarpniętym jednemu z gwardzistów smycz do twardego podłoża. Dobry nóż – przemknęło mi przez myśl – nadto dobry. I dopiero zrozumiałam kim są moi przeciwnicy. Nie przyszli tu przypadkiem, ani nie byli odpowiedzialni za zabójstwa. Przyszli tu za mną, a ja oszołomiona ogromem zniszczeń i misją zbadania całej sprawy zapomniałam skontrolować czy nie mam za sobą ogona. Gdy dotarła do mnie ta prawda stanęły przede mną dwie możliwości poddać się i ocalić lisice lub walczyć dalej i tylko postarać się ja ocalić. Pierwsza opcja nie dawała stuprocentowej pewności więc od razu wolałam ją sobie darować. Ogar już ja zwęszył. Dobyłam szpady i z jej pomocą szybko rozbroiłam jednego z napastników. Za nim jednak obróciłam się dostałam mocne cięcie w bok. Zgięłam się w pół, ale nie zamierzałam się poddać. Odskoczyłam i kucając na ziemi wykręciłam młynka przewracając żołnierzy po czy dwóch z nich wyprawiłam na tamten świat, zaś trzeciego przygniotłam do skały z pytaniem:
- Kto cię przysłał ?
Zamiast odpowiedzi otrzymałam bolesny cios nożem w stopę, aż upadłam.
- Nigdy się nie dowiesz Ikario…
Zamachną się mieczem, a ja zdołałam się w ostatniej chwili odtoczyć. Zastanawiałam się czy nowa znajoma będzie łaskawa zareagować, ale jednocześnie nie specjalnie się łudziłam. Zrobiłabym tak samo. Po co narażać się dla obcego. Z drugiej strony czy to nie właśnie to sprowokowało mnie do opuszczenia kryjówki. W przerwach między jedna a drugą myślą odpierałam ataki. Szybko zrozumiałam, że rycerz nie tyle ma ochotę mnie zabić co raczej pojmać, a uderza tylko po to by mnie zmęczyć, co przy takiej utracie krwi nie było trudne. Przed oczami zaczynały mi tańczyć wielobarwne plamki, ale starałam się to ignorować. Tarzałam się w złocie, ale w tym momencie to woda byłaby dla mnie na jego wagę. Spróbowałam się podnieść, ale zaraz upadłam. Odczołgiwanie w celu oddalenia od ostrza także nie przynosiło odpowiednich rezultatów. Obsypaną drobnym zarostem twarz mężczyzny wykrzywił złośliwy uśmiech zwiastujący już moją porażkę. W zasadzie mogłam ją przewidzieć już wtedy gdy podniósł przyłbicę. Nie przewidywał by musiał powtarzać akcje, stąd ukrywanie twarzy nie miało sensu. Przynajmniej mogę spojrzeć śmierci w twarz – przemknęło mi przez myśl – albo i nie. Przypomniała mi się egzekucja ojca. Kat w czarnym kapturze zasłaniającym cała głowę i on naprzeciwko. Pamiętałam jak na pożegnanie zasalutował. A ja wiedziałam ze to znak dla mnie, że mam podjąć jego dzieło. Dlaczego nie byłam mężczyzną, tak jak marzył. Wojownik ciął mnie dość głęboko w ramię. Z trudem powstrzymałam się, by nie wypuścić szpady. Spróbowałam ostatkiem sił sięgnąć jego nóg, by utopić w nich mordercze ostrze, ale on bez trudu go unikną zanosząc się demonicznym śmiechem.
- Tyle czasu grałaś nam na nosie
- Komu?
- Uwierz wielu zależy na twojej śmierci i równie wielu skłonnych jest dobrze za to zapłacić
Prychnęłam pogardliwie starając się do końca zachować dobry humor:
- Nie sądziłam ze jestem, aż tyle warta
- Żeby ryzykować życie?
- Cóż twoje akurat chyba nie jest, aż tak cenne
- Zabiłbym cię za to, ale oni obiecali więcej jeśli dostarczę cię żywą.
<Kate? Długie jest piękne i mam nadzieję ze warto było czekać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz