Ze snu wybudziło mnie szczekanie jednego z moich psów. Spojrzałam na zegarek, by sprawdzić godzinę - była piąta rano. Na dworze było szaro-niebiesko, a jedynym odgłosem, który był słyszalny na zewnątrz był to dźwięk ćwierkania ptaków. Jęknęłam niezadowolona, lecz wstałam. Podeszłam do owczarka i zapytałam:
- Hera, co się dzieje?
Stęknęła, wskazując na drzwi. Otworzyłam drzwi i patrzyłam, gdzie idzie. Już miałam zamknąć drzwi i położyć się z powrotem, gdy Hera spojrzała na mnie i wskazała głową w stronę krzaka. Sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz, którą mogłam założyć i wyszłam za owczarkiem niemieckim. Na początku niczego nie zauważyłam, lecz po chwili ujrzałam czarnego psa. Hera podeszła do niego i szturchnęła nosem jego łapę - brak reakcji. Przykucnęłam koło psowatego i zobaczyłam kilka głębokich ran na ciele. Rozejrzałam się po okolicy, jednakże nie było niczego ani nikogo, kto mógłby odpowiadać za te rany. Położyłam dłoń na głowie zwierzaka i spojrzałam na moją suczkę. Spytałam:
- Zabieramy go?
Pomerdała ogonem, więc wzięłam rannego psa na ręce. Warknął, ale wciąż wyglądał na nie w pełni przytomnego. Zaniosłam go do łazienki i położyłam na zimnych kafelkach. Sięgnęłam po apteczkę i otworzyłam ją. Niestety, miałam tylko spirytus, a nie chciałam, żeby się obudził w szoku. Zawołałam Toma, który wychodził z domu. Wyjaśniłam, co ma zrobić, czyli trzymać głowę psowatego. Szybko oczyściłam rany i zabandażowałam je. Zaniosłam psa do jednego z wolnych pokoi i przykryłam go kocem. Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się, jednak mogłam zapomnieć o śnie...
< Victim? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz