Wszedłem do pokoju Kanashiego, słysząc dziwaczne dźwięki. Nie było go w łóżku, więc się zmartwiłem lekko. Spojrzałem za łóżko i ujrzałem skulonego chłopaka, który wyglądał jakby miał zaraz dostać zawału. Podszedłem do niego i zapytałem:
- Co się stało? Usami tutaj wszedł?
Pokręcił przecząco i jeszcze bardziej się skulił. Dalej dociekałem:
- Mnie się boisz?
Nie zaprzeczył, czemu się nie dziwiłem. Rozejrzałem się i zapytałem:
- Nie pasuje ci coś w pokoju, prawda?
Kiwnął głową. Poczochrałem go po głowie i powiedziałem:
- Chodź, jedzenie już jest gotowe.
Nie chciał na mnie spojrzeć, nawet się nie starał, co mnie trochę zraniło, ale nie oczekiwałem tego. Rzuciłem, wstając:
- Jeżeli nie będziesz wychodził, nie będziesz jeść. Nikt ci nie będzie przynosił jedzenia, podlotku... Poczekam pięć minut przed wyjściem. Później radź sobie sam, a ostrzegam, że dom jest w miarę duży.
Wyszedłem i czekałem na szarowłosego. Nie zamierzałem wchodzić do środka, nie chciałem, żeby myślał, że się nim przejmuję. Spojrzałem na zegarek na nadgarstku i okazało się, że właśnie minęło pięć minut, a, że jestem słowny to po woli ruszyłem w stronę jadalni...
< Kanashi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz