~Tydzień po przybyciu Kanashiego do domu~
Wszedłem z wielką i wypchaną tacą do pokoju chłopaka. Miałem tam pieczywo, wodę, mleko, sok, jajecznicę, coś do związania go oraz kilka innych rzeczy. Postawiłem to wszystko na szafce nocnej i złapałem za jego nadgarstki. Związałem je razem, a później przytwierdziłem do ramy łóżka. Ze stopami zrobiłem to samo. Poprawiłem okulary i złapałem za jego szczękę. Zaciskał ją z całych sił, ale się mu nie udało, był zbyt osłabiony. Powiedziałem:- Nie po to ciebie kupiłem, żebyś mi zmarł po kilku dniach. Jeszcze jeden dzień i wysuszyłbyś się na wiór... A teraz jedz, bo ciebie tym wypcham.
Wziąłem na widelec jajecznicy i włożyłem to do jego ust. Wypluł to. Westchnąłem zirytowany i podniosłem jego podbródek do góry. Ponownie włożyłem do jego ust jajecznicy. Nawet jeśli nie chciał jedzenie spadło do przełyku. W końcu zaczął przegryzać to, co mu dałem, więc puściłem jego brodę. Wziąłem butelkę wody i przyłożyłem ją do jego ust. Podniosłem ponownie jego podbródek do góry i gdy wypił całą zawartość to dopiero wtedy opuściłem jego twarz w dół. Odwiązałem jego kończyny i starłem łzy z jego twarzy. Powiedziałem:
- Przecież mówiłem, że będzie to ciebie często spotykać... Idziemy ciebie umyć, Kanashi.
Wziąłem go na ręce, a on nawet się nie rzucał. Nie próbował uciec. Łazienka była zaraz obok. Postawiłem go koło siebie i odkręciłem kurek. Zacząłem go rozbierać i po chwili włożyłem go do wanny. Skulił się, podciągając nogi pod brodę. Wziąłem gąbkę i mydło. Obmyłem go dość szybko, wyciągnąłem go z wody i zacząłem wycierać. Wydawał się taki obojętny i zapewne taki był, ale mi to nie przeszkadzało. I tak nie chciałem z nim sypiać, chciałem, żeby był moim wychowankiem, żeby się uczył, żeby poznawał coś poza burdelem. Ubrałem go w czarno-granatowy komplet; granatowa koszula, czarna kamizelka, czarne, wąskie spodnie i czarne, w miarę eleganckie buty. Zaczesałem jego włosy do tyłu i postawiłem go przed lustrem. Poklepałem go po głowie i wyciągnąłem z pomieszczenia, ciągnąc za rękaw koszuli. Powiedziałem:
- Oprowadzę ciebie po domu, a ty decyduj czy będziesz wychodził.
Pociągnąłem go po kolei do każdego pokoju. Do gabinetu z biblioteczką, z którego nikt nie korzystał. Do jadalni, w której jadłem tylko ja. Do kuchni, w której pracowała jedna kucharka. Do mojego wyczyszczonego po brzegi pokoju, do kiczowatego i brudnego pokoju Usamiego. Na strych, do przechowalni różnych rzeczy, aż w końcu na zewnątrz. Gdy staliśmy na słońcu, ujrzeliśmy mojego psa - Yuko - wyżeł, który był przepełniony radością, chociaż nie wiedziałem dlaczego. Przybłąkał się jakiś rok temu. Podbiegł jak najszybciej potrafił i zaczął chodzić wokół nas, merdając ogonem. Usiadł przed Kanashim i zaczął zaczepiać jego rękę, żeby ten go pogłaskał. Szarowłosy nie wiedział, co zrobić. Powiedziałem:
- Pogłaszcz go albo podrap. Możesz tutaj powiedzieć chwilę, ale ostrzegam, że ucieczka jest bezowocna. Najbliżsi ludzie mieszkają jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd.
Poklepałem psa po głowie i wróciłem do środka. Ruszyłem do swojej sypialni i usiadłem przy papierkowej robocie...
< Kanashi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz